niedziela, 14 lipca 2013

KB 45 - Klapa improwizacji?

Cześć.

Mamy taki ładny Karnawał Blogowy – temat jest w pytę. O improwizację Internety skruszyły już tyle kopii, że chcąc niechcąc wyrobiłem sobie dość jasny pogląd na zagadnienie improwizacji. I ja tam byłem, shitstorma przeżyłem. Generalnie rzecz ujmując w pełni improwizowane sesje w których miałem okazję uczestniczyć były masakrycznie niedobre. No okropne wprost. Całkowita improwizacja ssie po całości. Nie nazywajmy lenistwa "Dążeniem do artystycznej swobody, którą daje tylko pełna improwizacja".
Taki Indias, co prawda, może sobie zakładać pełną, całkowitą improwizację, ale wtedy ciężar kreacji fabuły jest inaczej rozłożony (sprawiedliwiej że tak powiem), no i w takim Indiasie mamy jeszcze wsparcie mechaniczne procesu kreacji „na bieżąco”.
Ale ze zwykłym RPGiem mam problem. Patrzcie – nawet zwolennicy improwizacji z tej edycji Karnawału nie piszą o improwizacji pełnej, a o częściowej – czyli o improwizacji we wcześniej ustalonych ramach, po minimalnym chociaż przygotowaniu lub w pewnych sytuacjach – jak Blanche, Eliash czy Salantor. Z drugiej strony – nawet zwolennicy przygotowania przyznają, że czasami coś w locie sklecić po prostu trzeba. Bo wiecie, my wszyscy gramy bardzo podobnie. U większości z nas sesja to miks przygotowania i improwizacji. Różnią nas co najwyżej proporcje, albo tylko kwestie postrzegania.
Postrzegania? Tak! Salantor pisze, że dzięki improwizce można zrobić scenariusz w mniej niż godzinę. Ja też uważam, że w trzy kwadranse można zrobić zarys scenariusza na jakieś 5 godzin gry. Tylko ja tego nie nazwę scenariuszem improwizowanym, a jako – tako przygotowanym (wolę się lepiej przygotować, ale z czymś takim od biedy sobie poradzę).
I w efekcie – mimo, że dzielimy podobny pogląd, to różni nas samo postrzeganie działań. Salantor uzna, że to już improwizacja (bo poza tą ramą faktycznie wszystko musi wymyślac na bieżąco), ja powiem, że jeszcze nie (no bo jednak rama jest). To zrozumiałe – nie ma jasno wytyczonej granicy.
Dlatego też (wybaczcie ten długi wstęp) – ciężko mi opowiedzieć się po którejś ze stron w tej dyskusji, bo improwizujemy wszyscy – różni nas tylko to po której stronie „konfliktu” się umieszczamy. Ja na ten przykład (chociaż zawsze mam jakiś scenariusz w zanadrzu) uwielbiam, gdy gracze zmuszają mnie do zmiany założeń sesji, gdy historia wykonuje nieprzewidziany zwrot i tak dalej.

Ale proponuję Wam coś innego – spróbuję pomyśleć o problemach i zagrożeniach jakie niesie za sobą improwizacja – pomyślę nad tym, co może pójść źle. Nie po to by nie improwizować, a by określić na co uważać. W końcu znajomość ryzyka to jeden z kluczowych elementów unikania problemów. Gotowi? To jedziemy.