wtorek, 24 kwietnia 2012

Śmierć na Zdziczałej Rzece Reik pt. 12

Cześć. 

Nasza historia powoli zmierza do końca. Chwalebnego czy smutnego – to się jeszcze okaże. Pora, by pozakańczać wątki, które jak dotąd przewijały się tu i tam – wszak dodaliśmy dużo od siebie i wiele do podręcznikowej Śmierci na Rzece Reik dołożyliśmy. Sesja o której dziś Wam opowiem nie pochodziła już z żadnego dodatku – była w całości owocem naszych wspólnych pomysłów. Do sesji przygotowałem się dobrze, jednak nie można było przewidzieć jak bohaterowie zadziałają – czy i jak będą szukać Azylu, czy od razu rzucą się na magistrów – przygotowałem się na kilka wariantów, alei tak bohaterowie swoją mistrzowską grą zmuszali mnie do zmiany założeń sesji. Dość powiedzieć, że było grubo. Zapraszam do lektury.


Zostawiwszy za sobą zamek Wittgenstein – czy też to co z niego zostało, bohaterowie ruszyli do Nuln. Podróż przebiegała w napiętej atmosferze – chociaż nie doszło do żadnych niezwykłych spotkań, to Asael niemal cały czas leżał złożony gorączką w zamkniętej kabinie. Siegfried i Kurt domyślali się, że to zachodzą kolejne przemiany elfa i nie czuli się z tym najlepiej. Giselle – kobieta Siegfrieda, już wcześniej miała problemy z ukrywaniem swego strachu przed Asaelem, a obecny stan długouchego wcale obaw nie rozwiewał.
Wcześniej już parokrotnie Giselle przeprowadzała rozmowy z Siegfriedem odnośnie jej obaw i spostrzeżeń – nie pisałem o tym, ale miały miejsce.

Po kilku dniach bohaterowie tuż po zachodzie słońca dotarli do Nuln. Perła cywilizacji człowieka stała przed nimi otworem. Nad miastem, niczym złowrogie memento dominowała Żelazna Wieża, miejsce gdzie trafiali oskarżeni o konszachty z Chaosem. Paskudne miejsce.

Łódź zacumowano w porcie. Nasi dzielni gieroje wiedzieli, że muszą odnaleźć wielki kawał spaczenia, który miał trafić do Nuln, do miejsca zwanego Azylem, ale postanowili też załatwić własne interesy – kupić lekarstwa, rozwalić kasę, ukryć mutacje i tak dalej. Zanim jednak mieli okazję ruszyć na nocne balety, napatoczył się Jurgen Luft – dawny przeciwnik bohaterów, obecnie sojusznik w walce z kultem Purpurowej Dłoni (pojawiał się na dwóch pierwszych sesjach kampanii). Jurgen oświadczył, że w Nuln znajduje się dwóch ocalałych Magistrów kultu (co bohaterowie i tak wiedzieli) i zaproponował wspólne działanie.

Towarzysze ruszyli na miasto – Kurt znalazł grawera i zamówił u niego zdobione okucia do rogu Minotaura (który Kurt przerobił na róg do picia – w ramach przewagi „Dla Kurażu”) – jednym z elementów zdobień był herb von Grunewaldów (co potem jeszcze będzie miało znaczenie).

Asael udał się do najlepszego zbrojmistrza w mieście – do Zbrojowni Rickarda. Tam zamówił poprawki pancernej rękawicy, mające dostosować ją do nowych kształtów ramienia elfa. Ponadto Asael wciąż posiadał 7 mithrilowych kluczy z obserwatorium Von Wittgensteina. Chciał użyć ich do przekucia Kruka w krótki miecz i wzmocnienia szponów rękawicy. Rickard przyjął zlecenie – był jedynym kowalem w mieście zdolnym do wykonania tego zlecenia. Wyznaczył jednak parodniowy termin.
Tak, wiem że Mithril da się obrabiać tylko magicznie – wali mnie to, nie położę fajnego pomysłu przez taką bzdurę.

Siegfried zaś odbył poważną rozmowę z Giselle. To mądra dziewczyna, która bardzo szybko zrozumiała, że Asael zmierza do piekła. Boi się, że pociągnie za sobą jej Siegfrieda. Doszło do kolejnej poważnej rozmowy. Siegfried zrobił coś, co planował już dawno – wziął swoją cześć pieniędzy, dał ją Giselle i kazał jej czekać w umówionym miejscu – wiedział, że zrobiło się już bardzo niebezpiecznie i postanowił nie mieszać do tego niewinnej dziewczyny.

Następnie bohaterowie postanowili szukać kogoś, kto wie gdzie jest Azyl. Początkowo Siegfried próbował śledzić Asaela (zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania), ale elf szybko spostrzegł że ma ogon – doszło do jeszcze jednej poważnej rozmowy (nie ostatniej na tej sesji) i bohaterowie wyjaśnili sobie co leży im na sercu, elf ostatecznie okazał mutację, wymienili braterski uścisk i postanowili trwać razem aż do końca. Potem wrócili do poszukiwań. Te okazały się owocne – udało się namierzyć człowieka, który zgodził się skontaktować drużynę z właściwym człowiekiem. Siegfried miał czekać kilka dni w tawernie Kormoran – Sznyta (czyli właśnie ten przewodnik) obejrzy ich sobie z ukrycia, posprawdza i skontaktuje się, jeśli uzna że warto.

Jednak okazało się, że Kormoranie spotkać można nie tylko Sznytę (który na razie nie pokazywał się wcale), ale i Sigismunda von Grunewalda z ekipą – łowcę czarownic i zarazem brata naszego Kurta. Siegfried zdołał przechwycić list Sigismunda do Kastora (drugiego z braci wiedźmołapów). Co się okazało – w otoczeniu naszych herosów działała wtyka, która zgodziła się wystawić bohaterów łowcom czarownic – jednak zrobi to za wysoką cenę (chociaż jaką dokładnie, nie wiadomo).
Bohaterowie na tym etapie nie domyślali się o kogo chodzi – podejrzewali Jurgena (bo im też zaproponował cenę – chciał zabić Magistra Magistri). Kontakt z Jurgenem się urwał, więc bohaterowie podejrzewali go tym bardziej. List wspominał jeszcze, że w mieście od paru lat mieszka Heinrich – dawny zarządca włości ojca Sigismunda, Kastora i Kurta – Kurt wie, że Heinrich jest kultystą, ale jego argumenty mają małą siłę przebicia.


Po trzech kolejnych dniach oczekiwania objawił się Sznyta. Zgodził się zabrać bohaterów do Azylu, przedstawił swoje warunki, zażądał ceny – bohaterowie podążyli za nim na spotkanie z gangsterami, nie przypuszczając, że ładują się prosto w pułapkę.
Azyl umieściłem za miastem, na bagnach, gdzie Reik nieco się rozlewa. Wiem, że zgodnie z Kontraktem Oldenhallera był gdzie indziej, ale zupełnie mi to nie pasowało – kłóciło się z jakąś logika świata.


Bohaterowie dali się wprowadzić do samego środka Azylu (posłużyłem się mapą z I edycji) i tam zostali zaatakowani – okazało się, że Sigismund von Grunewald wkroczył do Azylu, przegonił większość przemytników, kilku zabił i tam zasadził się na herosów – Sznyta o tym wszystkim wiedział i za doprowadzenie bohaterów na miejsce nieźle się obłowił. Walka była brutalna, choć szybka – bohaterowie dostali łomot – Asael stracił punkt przeznaczenia (i załapał się na trwały uraz nogi), Siegfried został postrzelony i stracił przytomność, Kurt skapitulował w obliczu przeważających sił (no i dlatego, że nie chciał walczyć z bratem).
Raz jesteś pułapkodawcą, raz pułapkobiorcą. Radź sobie z tym.
Bohaterowie trafiają do siedziby straży miejskiej, skuci, ograbieni, zamknięci w osobnych celach. Teraz wszyscy wyraźnie widzą, że z Asaela to kawał nieładnego mutanta. Wiedźmołapy nie wiedzą, co zrobić z zarekwirowanym sprzętem bohaterów – z tymi fikuśnymi mieczami, rytualnymi sztyletami i tak dalej. Na miejsce wzywają zatem swojego uczonego przyjaciela – Heinricha (o którym mowa była wcześniej).
Kurt zgrzyta zębami – wie, że to Heinrich ściągnął ojca Kurta ku potęgom Chaosu.
Ale okazuje się, że zna go i Asael!
Nie pisałem tego nigdy, ale tu mogę odkryć rąbek historii Asaela – wiele lat temu, jeszcze jako młody chłopak – elfi uchodźca w Bretonii, zaprzyjaźnił się z trupą cyrkowców. Trzymał się z nimi dość długo – towarzystwo było szemrane – trochę dziwolągów, trochę oszustów, trochę prawdziwych artystów – taki cyrk Warhammerowy. Całość powiązana z półświatkiem przestępczym. Asaelowi bardzo imponowali i chciał zostać jednym z nich. Zgodzili się, ale elf musiał udowodnić swą wartość – jego nowi towarzysze chcieli by ukradł sztylet ze świątyni Morra. Asael zgodził się i buchnął sztylet. Jakież było jego zdziwienie, gdy cyrkowcy okazali się kultem Chaosu – sztylet miał dla niech wartość rytualną, a elf miał zostać złożony w ofierze. Asaelowi udało się uciec ze stołu ofiarnego (choć został wcześniej zraniony w ramię podczas ceremonii), zabierając z sobą sztylet (tak, to ten sztylet, którym posługuje się od początku kampanii). Szybko jego zranione ramię zaczęło mutować. 
A Heinrich? No cóż, był wtedy te 50 lat młodszy. Nie był cyrkowcem, był szefem kilku trup w regionie, jakby ich impresariem, czasami przebywał z jedną grupą, czasem z inną – załatwiał kontrakty, ustalał program – ale przede wszystkim koordynował działania przestępcze, tworząc struktury niemal mafijne – a może i tworząc sieć kultystów - to on miał złożyć elfa w ofierze.

Chwilę później strażnicy uwalniają Siegfrieda – okazuje się, że to jego wolność była ceną za zdradę drużyny. Wspomniana wcześniej wtyczka to Giselle, która wydała bohaterów w zamian za oszczędzenie jej Siegfrieda. Giselle wiedziała, że jej ukochany zadaje się z mutantem (i prawdopodobnie ojcobójcą) i postanowiła sama zadziałać w trosce o przyszłość związku. Doszło do kolejnej dramatycznej rozmowy (i prawdopodobnie rozstania).
Fajnie wyszła ta scena swoją drogą.

Nieco później doszło do rozmowy w 6 oczu – Asael, Kurt i Sigismund von Grunewald. Rozmowa była fajna – bohaterowie rzucili podejrzenia na Heinricha i z pewnością dali łowcy czarownic materiał na przemyślenia. Nie zdołali przekonać go o swej niewinności, ale zasiali ziarno wątpliwości. Sigismund obiecał Kurtowi uczciwy proces, a nawet zgodził się reprezentować go jako obrońca, ale tylko po to, by upewnić się, że proces będzie sprawiedliwy, a materiał dowodowy kompletny. Nie jest to pojednanie braci, bardziej tymczasowe zawieszenie broni, ale biorąc pod uwagę sytuację, sukces i tak wyjątkowy.
To dość duża zmiana moich założeń względem Sigismunda, ale Ogion z Elfem rozwalili tą scenę – była świetna i zmiana nastawienia starszego z braci Kurta okazać się może kluczowa dla dalszych losów kampanii. Moje wcześniejsze założenia tym samym przestały być aktualne, ale co tam, wymyślę nowe, lepsze.

Sesję kończymy momencie gdy Jurgen rozwiązuje skrępowanego Siegfrieda, natomiast Asael i Kurt dowiadują się, że o świcie zostaną przewiezieni do żelaznej wieży w oczekiwaniu na proces (No ok. Asael sądzony nie będzie, tylko poczeka na egzekucję). Heinrich zaś bierze magiczne przedmioty w drużynie (w tym i Kruka- sztylet Asaela) i oddala się w sobie tylko znanym kierunku.
Lipa jest taka, że Heinrich w Nuln znany jest pod pseudonimem naukowym jedynie, bohaterowie go nie znają. Swoją drogą – paskudna ironia, że przyszło mu 50 lat czekać na odzyskanie sztyletu, który kiedyś w tak dramatycznych okolicznościach utracił.


Co mogę powiedzieć na koniec – w tej kampanii było kilka sesji wyjątkowo udanych – palcami pokazywał nie będę, ale ta zarządziła zupełnie. Aghad, Elf i Ogion zamietli. Ja zresztą też trochę pomogłem.

Z niecierpliwością czekam na kolejną sesję.

PS. A Heinrich wygląda TAK

3 komentarze:

  1. Madafaki YEAaah! :P
    z tym ze zmieniłes troche moja historie :P ale whatever nie istotny szczegół

    ~ELF

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nawet wiem w którym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na final :))

    Cajun

    OdpowiedzUsuń