niedziela, 27 lipca 2014

Co tam w Kuflu?

Cześć.

Kufel za nami. Fajnie było zaznajomić się z tymi wszystkimi tekstami, zwłaszcza że wiele z nich było bardzo udanych. Osobiście nie miałem problemu z wyborem faworyta, jednakże konieczność wskazania drugiego i trzeciego miejsca była już znacznie większym wyzwaniem – kilka scenariuszy reprezentowało bardzo podobny poziom, co nie ułatwiało mi wyboru. Ale w końcu jakoś się udało.
Słuchajcie – jest już kilka wpisów dość dokładnie omawiających każdy ze scenariuszy. Ja chciałbym skupić się na tych, które podobały mi się najbardziej – co w nich uważam za super, co ewentualnie budzi moje wątpliwości. Było też kilka innych prac, o których mogę uczciwie powiedzieć, że były spoko, ale ta wybrana bodaj ósemka spodobała mi się najbardziej.
Potem zaś zbiorczo omówię kilka powtarzających się błędów – bez wytykania palcami i wskazywania konkretnych tekstów i autorów. Bo nie chodzi o to, żeby ustalać kto i gdzie się potknął, ale żeby ustalić czego unikać. Prawda?

poniedziałek, 21 lipca 2014

KB 57: Przekraczanie nieprzekraczalnego?

Dzień dobry,

Fajny temat na karnawał. Wiecie – uważam, że wszyscy - zarówno jako gracze i jako MG, podlegamy pewnym ograniczeniom. Oczywiście – one przebiegają dla każdego indywidualnie - co dla mnie jest już daleko poza granicami, dla kogoś innego może być akceptowalne. W końcu nieraz czytałem takie scenariusze o poprowadzenie których nie pokusiłbym się - nie ze względu na wady tekstu, ale przez poruszoną tematykę. Ale innym grającym i prowadzącym one odpowiadały. Stąd mój wniosek, że te granice przebiegają indywidualnie dla każdego. Na potrzeby tej notatki przyjmijmy zatem, że każdy jakieś swoje własne ograniczenia RPGowe ma. Dla każdego występują, różnego zresztą rodzaju, limitacje..

I tu rodzi się właściwe pytanie – czy są one nieprzekraczalne? Kurcze – są dobre powody by ich nie przekraczać, ale są i całkiem niezłe powody, żeby czasami spróbować je przełamać. Wszystko zależy od tego o jakich granicach mówimy – próbowanie nowych gier, nowych realiów, nowych patentów na rozrywkę – jasne! Ale są  też pewne granice, których przekraczać chyba nie powinienem. I im właśnie postanowiłem poświęcić dzisiejszy wpis.

Może zacznę od pewnego ekshibicjonizmu – powiem Wam jakich tematów się wystrzegam i z jakich przyczyn. Teraz, gdy piszę te słowa, myślę o trzech głównych grupach tychże i jednej gościnnej.

wtorek, 15 lipca 2014

Ekipa z Century Foxa - Under a Black Sun

Cześć.

Erpegi się kręcą. Po raz kolejny spotkałem się z Ellaine, Hebi, Crokusem i Molem by rozegrać sesję w barwnym, acz kompletnie przeczącym prawom fizyki, uniwersum Gwiezdnych Wojen. Dalej w Edge of the Empire. Wprawdzie między naszymi sesjami wyszło też Age of Rebellion – druga gra osadzona w realiach Starych War, jednakowoż wstrzymam się (chyba zresztą definitywnie) z zakupem tego podręcznika. Aż tak mnie ten konflikt nie kręci – chociaż widziałem, że sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. To trochę jak z grami z uniwersum 40k – uważam Dark Heresy, czy Rouge Tradera za znacznie znośniejsze fabularnie niż takiego Deathwatcha, ale (jak się okazuje) jestem chyba w mniejszości.
Na warsztat postanowiłem wziąć „Under a Black Sun” – to darmowy scenariusz dostępny na stronie Fantasy Flight Games, całkiem fajny. Nie jakiś mega zakręcony, ale nie przesadzajmy – Star Wars to nie jest gra, która w onirycznym, niedookreślonym nastroju opowiada o wewnętrznej walce bohaterów, ich próbach samookreślenia, odnalezienia swojego ja, oraz o wewnętrznym rozdarciu między szalejącą bestią, a tlącą się istotą człowieczeństwa (kosmitieństwa?). Chociaż, jeżeli dobrze pomyśleć, to ten opis nieźle pasuje do przypadku Anakina Skywalkera.
Tym niemniej – Edge of the Empire to gra o cwaniaczkach z blasterami (z urządzeniami obronnymi korzystającymi z interfejsu point and click, że pojadę żargonem). I tego chciałem się trzymać, a Under a Black Sun nieźle mi pasuje do tej konwencji.
To jak? Jedziemy?

wtorek, 8 lipca 2014

Achtung! Cthulhu

Cześć!

Jaki jest Wasz ulubiony patent w settingach? Wolicie zupełnie wymyślone światy, czy też preferujecie wariację na temat jakiegoś wycinka dziejów naszej matuszki Ziemi? Mój ulubiony motyw to realia historyczne zabarwione tym co nadprzyrodzone.
No ja lubię mix historii i potworów – lubiłem, lubię
i lubić będę. Niby nic pewnego w życiu, ale ja Ci, szanowny czytelniku, gwarantuję – zawsze będę takie settingi kupował. O ile będą fajne – bardzo, na ten przykład, liczę na Karpia i jego Krzyżowca.
Nie dziwi zatem, że wielką estymą darzę moje ukochane Deadlandy, że uwielbiam Rippersów, Weird Wars w każdej odsłonie (chociaż Rzymem – jako podręcznikiem jestem trochę zawiedziony, jako realia są super) – okej wszystko bardzo fajnie, być może właśnie sobie myślisz,  ale może Drasiu zaproponujesz coś co nie opuściło Fabryki Szczęścia PEG?

No kurcze! Jak najbardziej – mamy przeróżne Mroczne Wieki Świata Mroku – chociażby. Mamy takie 7th sea – niby to nie jest nasz świat, ale źródła inspiracji są uderzające. Ale! Co my tu będziemy gadać o jakiejś fikcyjnej Thei, jak mamy taki dobry Zew Cthulhu, żeby obdarzyć go swoją sympatią! Wprost się wyoutuję – uwielbiam tą grę, która ma chyba więcej odmian niż muzyka metalowa (grind dark symphonic ambient norwegian metal).

I o jednej z tych odmian właśnie chciałem dziś pogadać – jakiś czas temu, bodajże po burzliwej kampanii na Kickstarterze, ukazał się system Achtung! Cthulhu. Opowiada ona o tym, jak to złe siły nazizmu zwąchały się z równie paskudnymi potworami wprost z panteonu stworzonego przez Lovecrafta. Kupić – nie kupić? Walczyłem. Ale czemu się opierać? Drasiu – przecież uwielbiasz realia II WŚ i uwielbiasz Zew Cthulhu. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz gdy spotykamy się z takim połączeniem i wierzcie mi – potencjału mu nie brakuje. Czego to się bać?

Bo widzicie, ja już mam grę zbudowaną wedle schematu II WŚ + potwory. To Weird War II, które od lat darzę sympatią. Czy potrzebowałem innej? Kurcze, nie wiem. Jakoś założyłem sobie podświadomie, że jednak z Cthulhu to będzie horror nieco innego kalibru niż strzelanie do wilkołaków z SS. Więcej grozy, mniej pulpy. A co dostałem?
Czytaj dalej, to się dowiesz.

piątek, 4 lipca 2014

Star Wars kampania 2 - A new hope?

Cześć.

Zaczęliśmy nową kampanię z nową ekipą. Oczywiście, dalej planuję grać z Elfem i Aghadem, ale teraz pojawia się w moim życiorysie nowa drużyna, tym razem czteroosobowa. Z Hebi i Crokusem grałem już wcześniej (nawet sporo razem graliśmy, było to jednak ładnych parę lat temu), Ellaine i Mol to nowi gracze w mojej drużynie. Liczę jednak, że czeka nas niejedna udana wspólna sesja.

Zaczęliśmy od Star Wars: Edge of the Empire. Czemu? Z dwóch powodów. Po pierwsze – jest to gra, która ostatnio sprawia mi bardzo wiele radochy, więc trzeba kuć żelazo póki gorące. Po drugie – chodzi o swobodę interpretacji działań i związany z nim większy wpływ bohaterów na sesję. Docelowo chciałem prowadzić Fate, a Stare Wary stanowią niezłą wprawkę – tu też jest dużo gadania o sesji „obok” sesji. 
Obie drużyny zresztą zajmują się innym rodzajem przygód. Aghad i Elf grają bardziej awanturniczo-podróżniczą kampanię, natomiast Ellaine, Hebi, Crokus i Mol mają bohaterów stworzonych bardziej do kombinowanych akcji w stylu Oceans Eleven. Są bardziej powierzchniowi po prostu. I tak jak dla Elfa i Aghada wprost stworzonym wydaje się scenariusz Beyond the Rim, tak nowa drużyna będzie rozwalać takie scenariusze jak Under a Black Sun, czy The Jewel of Yavin (które zresztą są w menu, jak najbardziej). 

Myślę, że przyjmiemy standardowy dla Dziodbloga schemat, w którym normalną czcionką opisuję co i jak, natomiast kursywą będę dawał wszelkiego rodzaju didaskalia, uwagi, odautorskie komentarze i tym podobne. Zgoda? Ok., to jedziemy.