sobota, 27 września 2014

KB 59 - Statki, morza i erpegi.

Ahoj!

Urzekł mnie ten temat. Wszelkie morskie motywy uważam za bardzo intrygujące RPGowo. Mam tak za sprawą zarówno literatury, jak i filmu, jak i (i to w niemałym stopniu) gier komputerowych, zwłaszcza takiej jednej autorstwa Sida Meiera. Po prostu morza i oceany oraz to, co z nimi się wiąże, jest niesamowicie nośne fabularnie. Niezależnie od epoki, niezależnie od konwencji.
Ja to ogólnie jestem nadmorskim chłopakiem i te marynistyczne ciągoty nieraz przejawiam. Mój tato był marynarzem – w Gdyni bardzo wielu ma w bliższej lub dalszej rodzinie kogoś związanego z morzem. Przez całe lata pierwszym moim widokiem każdego dnia były wody Zatoki Gdańskiej. Zresztą… no kurcze, od zarania Dziobloga jego tłem jest ORP Błyskawica – nie bez przyczyny. Ba, nawet mój pierwszy opublikowany scenariusz wiązał się z morzem i Gdynią.

Ale, ale, Szanowny Czytelniku, nie będę zanudzał Cię historiami z mojej młodości, nie będę pisał o romantycznych spacerach brzegiem morza, nie będę pisał o dziesiątkach sesji w rotundzie nad plażą, nie. Podam Ci za to kilka powodów dla których morza, okręty i tym podobne są fajne na sesji – jasne, to nie jest jakoś mega wyczerpujące zestawienie, kilka uwag luźnych, kilka pomysłów swobodnych, ale są to rzeczy, z których często korzystałem i wiem, że działają w praktyce.

poniedziałek, 22 września 2014

Dwa mojszyzmy.

Hej!

Tematem dzisiejszej pogadanki przy samowarze będą dziwne zachowania graczy. Coś tam ostatnio
wypłynęło w rozmowach, coś tam sobie przypomniałem.

Przy czym zakładam, że nie muszę pisać o sprawach podstawowych – pewne zachowania grających są powszechnie uważane za nieakceptowane – bycie bucem, śmierdzenie, olewanie sesji, wkurzanie ludzi – co do nich nie ma wątpliwości, że są to postawy niechciane. Tu nie ma co strzępić e-języka.

Ja chciałem się skupić na dwóch szeroko akceptowanych zachowaniach, powszechnie uważanych za rozsądne i mądre, a w mojej ocenie niepotrzebnych, czy wręcz (w skrajnych przypadkach) szkodliwych. Takich kilka luźnych myśli na gorąco. Okej?

Dlaczego teraz z tym wyskakujesz, Drasiu? Zapyta pewnie niejedno z Was. Przecież są to rzeczy znane ludzkości od dawna. Część z tego co piszesz znamy już z czasów faraonów (Pierwsze rozszyfrowane słowa kamienia z Rosetty brzmiały "Ptolemeusz rzecze - nie przeginajcie z tą motywacją postaci"). Czemu zatem teraz o tym piszesz? A, bo ostatnio uczestniczyłem w paru rozmowach, w których musiałem obu moich poniższych tez mocno bronić, sądzę zatem, że temat wciąż jest aktualny.

Oczywiście, z góry uprzedzam - mojszyzmy pierwszej wody. Nic Ci nie narzucam, po prostu taka jest moja opinia.

sobota, 13 września 2014

Zagraj to jeszcze raz Sam II


Cześć.

Zapewne wielu z Was, czytając poprzednią część cyklu zastanawiało się nad jego celem. W sensie – są to scenariusze, które na rynku funkcjonują od tak dawna, że można już dostać je tylko w drugim obiegu. Spokojnie – do rzeczy nowszych dojdziemy później.
Po co zajmuję się tą archeologią? Z paru przyczyn. Po pierwsze – są to rzeczy o których pisało się ładnych parę lat temu, a nie każdy RPGowiec musi być na tyle stary, żeby pamiętać to i tamto. Poza tym – te kilka(naście) lat temu, to się na RPGa inaczej patrzyło.
I jeszcze jedno – o tych scenariuszach się pamięta. One wciąż funkcjonują. Na forum PEGa ludzie gadają niekiedy o starych scenariuszach do Hell on Earth (jakieś też się tu kiedyś pojawią), Fantasy Flight Games sięgało po legendę Wewnętrznego Wroga, by wypimpować swoją kolejną kampanię – a na forum wydawcy okazało się, że ludziska nie chcą kolejnej kampanii, chcę przerobienia starego Wewnętrznego Wroga na mechanikę trzeciej edycji. Po ilu latach? Po ćwierćwieczu? Dla mnie to dowód, że warto o nich gadać.
A co tam, powspominajmy razem.

Będą Spoilery!


poniedziałek, 8 września 2014

Ekipa z Century Foxa - Long arm of the Hutt

Gwiezdne Ahoj!

Po raz kolejny ekipa z Century Foxa zebrała się razem, by dołożyć kolejny akt do naszej wspólnej opowieści. Postanowiłem poprowadzić Long Arm of the Hutt – czyli kolejny darmowy scenariusz ze stronki Fantasy Flight Games – miałem dobre wspomnienia po Beyond the Black Sun. O ile jednak ten ostatni dawało się rozegrać na jednym posiedzeniu, to długą rękę Huttów w kilka godzin grania upchnąć niepodobna. Dwie sesje to minimum, może nawet trzy. Tekst liczy około 50 stron, a zatem jest to (jakby to ujął Makłowicz) słuszna garść RPGowania.
Ale nie było mi lekko! O nie. Po pierwsze - Long arm… jest kontynuacją scenariusza Escape from Mos Shuuta, którego to tekstu nie widziałem na oczy (jest w Edge of the Empire Beginners Game, a sam pomysł zakupienia gry dla początkujących mierził mnie – chociaż jak uwzględnić, że były w tym kości, scenariusz, żetony i balony to może to byłby niezły nabytek na początek). Na dodatek – dość mocno kontynuuje wprowadzone wcześniej wątki. A moi bohaterowie mieli własne, lepsze. Customizacja głupcze! Dość rzec, że dostosowanie scenariusza do mojej drużyny zajęło mi więcej czasu, niż napisanie własnej, zwykłej przygody.
Ale ja tu gadu – gadu, a przecież jeszcze nie zacząłem opisywać wydarzeń, prawda?

poniedziałek, 1 września 2014

Zagraj to jeszcze raz Sam I

Czołem.

Tak wiem, słowa te nie padają w Casablance. Mnie zainspirował Seji swoim artykułem ze Spotkań Losowych.























Lubię prowadzić kupne przygody. Wiem, że wielu z Was również. Oczywiście, nie wszystko nadaje się do prowadzenia – czasami już w trakcie lektury widzisz, że to „nie chwyci” – albo nie podoba się Tobie, albo wiesz że nie podejdzie Twoim graczom, albo też autor położył sprawę. To też się zdarza, bo w końcu nikt doskonały nie jest. Czasami różne zawirowania sprawiają, ze tekst do AD&D staje się nagle scenariuszem do Warhammera, albo kolejną część kampanii pisze freelancer, który zupełnie inaczej widzi świat gr niż autorzy dotychczasowych scenariuszy w kampanii i prowadzi linię fabularną zupełnie inaczej niż zakładano pisząc pierwsze tomy. Albo autor przyznaje, że słabo ogarnia realia do których pisze, bo nawet jeśli prowadził już grę do której właśnie coś produkuje, to nie ruszał „tych klimatów”. Zdarza się. Terminy gonią, ludzkość czeka, trzeba coś napisać.
Ja sam zgromadziłem jakąś tam kolekcyjkę przeróżnych scenariuszy. Nie wszystkie prowadziłem. Dziś chciałbym rozpocząć taki mini-cykl, w którym pokrótce będę zajmował się co ciekawszymi tekstami. Zarówno tymi wydanymi osobno, jak i będącymi tylko dodatkiem do przeróżnych suplementów. Zaledwie kilka słów – czy prowadziłem, czemu nie (jeśli nie), jak wyszło. Ewentualnie jakieś uwagi na marginesie. Będzie trochę o starszych grach, trochę o nowszych. Ja lubię „starocie”, zresztą wiele z nich co jakiś czas na aukcjach przeróżnych się pojawia. A sądząc po cenach jakie osiągają, to tęsknota w narodzie jest mocna. Ciekawa spraw,
Na dzień dobry pogadamy o pierwszym Warhammerze. Tak, pojedziemy chronologicznie - od najstarszych materiałów jakie mam. One wciąż żyją w pamięci wielu z nas i fajnie jest czasem spojrzeć wstecz i zobaczyć co nas fascynowało te kilkanaście lat temu.


Spoilery będą. Z góry uprzedzam.