Gwiezdne Ahoj!
Po raz kolejny ekipa z Century Foxa zebrała się razem, by dołożyć kolejny akt do naszej wspólnej opowieści. Postanowiłem poprowadzić Long Arm of the Hutt – czyli kolejny darmowy scenariusz ze stronki Fantasy Flight Games – miałem dobre wspomnienia po Beyond the Black Sun. O ile jednak ten ostatni dawało się rozegrać na jednym posiedzeniu, to długą rękę Huttów w kilka godzin grania upchnąć niepodobna. Dwie sesje to minimum, może nawet trzy. Tekst liczy około 50 stron, a zatem jest to (jakby to ujął Makłowicz) słuszna garść RPGowania.
Ale nie było mi lekko! O nie. Po pierwsze - Long arm… jest kontynuacją scenariusza Escape from Mos Shuuta, którego to tekstu nie widziałem na oczy (jest w Edge of the Empire Beginners Game, a sam pomysł zakupienia gry dla początkujących mierził mnie – chociaż jak uwzględnić, że były w tym kości, scenariusz, żetony i balony to może to byłby niezły nabytek na początek). Na dodatek – dość mocno kontynuuje wprowadzone wcześniej wątki. A moi bohaterowie mieli własne, lepsze. Customizacja głupcze! Dość rzec, że dostosowanie scenariusza do mojej drużyny zajęło mi więcej czasu, niż napisanie własnej, zwykłej przygody.
Ale ja tu gadu – gadu, a przecież jeszcze nie zacząłem opisywać wydarzeń, prawda?
Zanim jednak do nich przejdę, pozwolę sobie przedstawić członków szanownej komisji… w sensie, że drużyny. Do stołu sesyjnego zasiedli:
- Elaine - jako Yunn’seca – twi’lekanka złodziejka o turkusowej cerze, szemranej przeszłości oraz talentach kradziejsko-pilotażowych.
- Hebi – jako H-Beta-3 – droid techniczny cierpiący na ukrytą schizofrenię (ma czyjąś osobowość, ale ta jeszcze nie zaczęła się kontaktować).
- Crokus - jako Ora – cwany bothanin, kawał łapserdaka, osobnik o być może zbyt gwałtownych dążeniach do wyciągania zawleczek z granatów (o czym później).
- Mol – jako Arel Moonrise – jedyny homo sapiens w drużynie, bezwzględny asasyn, który może i załatwiałby sprawy po cichu, ale po co to robić, jeśli jest ciężki blaster?
Na ostatniej sesji bohaterowie weszli w pakt z dość szemraną korporacją Pyków i ujęła dla mnich niejakiego Ka’too Leeachosa – łowcę nieautoryzowanych nagród, hazardzistę i zdrajcę pracodawców – najogólniej rzecz ujmując. Pykowie zrewanżowali się okrągłą sumką kanciastych kredytów i zobowiązaniem do rozszyfrowania tajnych danych wydobytych z różnych komputerów Czarnego Słońca, które to dane mogły dotyczyć transferu osobowości żywego człowieka w ciało H-bety-3.
I od tych danych wyszedłem.
Pykowie. Klan handlarzy dopalaczami. |
Sesję zaczęliśmy w warsztacie Rębacza na Coruscant. Rębacz to niby legalny mechanik, ale tak naprawdę to kontakt między naszą hulajpartią a korporacją Pyków. I oto jakie informacje przekazał:
- Pliki zdobyte przez bohaterów na początku poprzedniej sesji faktycznie dotyczyły H-Bety-3. Opisywały one proces przeniesienia osobowości i wspomnień żywej osoby w ciało robota. Jednak nie był to transfer – bo ta osoba źródłowa pozostała sobą. Wygląda na to, że H-beta-3 jest backupem czyichś wspomnień. Są one jednak zakodowane – trzeba znać hasło, by osobowość się ujawniła. Warto dodać tylko, że proces ten przeprowadziło Czarne Słońce.
- Udało się też ustalić, że osoba skopiowana była ludzką kobietą i nazywała się Mara Dreiz. Kim była? Nie wiadomo, jednak bohaterowie przypomnieli sobie, że jakiś czas temu na to nazwisko wyznaczono dużą, lecz nieautoryzowaną nagrodę. Ofertodawca nie był nikim ważnym – czyli prawdopodobnie to słup, za którym stoi ktoś potężniejszy.
- Z danych wykradzionych z powiązanego z Czarnym Słońcem Zelcomm Industries wynika, że na konto Ka’too Leachosa przelewano nagrodę za ujęcie Mary Dreiz.
- Podczas przesłuchania Kaa’too przez Pyków łowca przyznał się, że miał „metę” w pasie asteroidów w systemie Ryloth, gdzie zwoził swoich więźniów. Nawet wysypał się z koordynatami. Byłoby to dobre miejsce, by zacząć szukać informacji o ewentualnym dalszym losie Mary Dreiz.
- Niestety, Kaa’too dał drapaka i zapewniam Was, że lepiej by nasi bohaterowie czujnie przyglądali się cieniom. Bo to mściwy gość.
Radzi, nieradzi bohaterowie postanowili wymienić zarobione kredyty na fajne sprzęty – głównie na wielkie giwery oraz dopałki do broni i pancerzy (które nawet niekiedy udawało się H-Becie-3 dodatkowo „podkręcić). Century Fox już czekał w kosmodromie, jeszcze pachnący woskiem do karoserii oraz nieszczelną instalacją LPG. Pamiętajmy, ze grzbietowe działko okrętu zostało usunięte, a w zamian za to bohaterowie zdecydowali się zamontować w tym miejscu zdobyczny myśliwiec Z-95 Headhunter (ochrzczony mianem Badger of the Decade). Bohaterowie błyskawicznie odpalili silniki i runęli w nadprzestrzeń.
Nie minęło okamgnienie, gdy znaleźli się w sektorze Ryloth. Szybko namierzyli właściwą asteroidę – jednak była pusta. Na szczęście H-beta-3 okazała się asem sensorów i nie tylko odnalazła okręt ukryty w tunelach wewnątrz asteroidy, ale jeszcze tak wyznaczyła kurs, że udało się ominąć gniazda paskudnych mynoków.
Okazało się, że Kaa’too urządził się w rozbitym frachtowcu osłoniętym kurtyną ciśnieniową. Szczęśliwie, właściciel nie zjawił się osobiście, więc bohaterowie mogli sobie poeksplorować do woli. Jednakże nie znaleźli zbyt wiele. Na statku był jeden żywy więzień oraz kawałki nieżywego. Tu pozwolę sobie też wypisać od myślników, bo informacji było niemało.
- Żywy więzień nazywał się Hass’la, był twi’lekiem z planety Ryloth. Stracił poczucie czasu w zamknięciu, wiedział jednak, że już od dłuższego czasu na statku był tylko on i droid, który go karmił (droid z tych nieinteligentnych).
- Hass’la był górnikiem w kopalni przyprawy, ale ktoś mocny postanowił przejąć biznes. Zaczęła się wojna z gangami, a w końcu i sam Hass’la jako jeden z przywódców ruchu oporu kopaczy został porwany.
Kim był tajemniczy kubaz? Dla kogo pracował? |
- Kaa’too przetrzymywał tu swoich jeńców – czasami tylko po odbiór zjawiał się tajemniczy obcy z rasy kubazów i zabierał pojmanego delikwenta – na Tattooine, do swoich mocodawców. Dla kogo kubaz zbierał ludzi? Tego nie wiadomo, ale z podsłuchanych rozmów z Kaa’too wynikało, że porwani najczęściej walczyli aż do śmierci na prywatnej arenie mocodawcy. Wiadomo też, że był Huttem – ale akurat na Tattooinie jest ich paru (by wymienić Jabbę jako przykład).
- Mara Dreiz też tu była i też pojechała na Tattooine. Niechętnie, bo w towarzystwie wspomnianego wcześniej kubaza. Czemu ktoś, za kogo złapanie płaciło Czarne Słońce pojechał do Hutta? Pytanie bez odpowiedzi jak dotąd.
- Szczątki w kabinie obok należały do Genosianina imieniem Sivar. To taka owadopodobna rasa, specjalizująca się w technologii (broń, droidy B1 itd.) jednak po tym konkretnie przedstawicielu ostał się ino chitynowy pancerz z symbolami klanu. Wiadomo, że Sivar był technikiem jednego z rodów i zginął na arenę. Kubaz zachował jego szczątki jako trofeum, bo to właśnie on osobiście zabił owada.
Drużyna postanowiła udać się na Ryloth do portu Nabat – licząc, ze tam dowiedzą się więcej. Zresztą, korporacja Pyków mogła mieć na miejscu jakieś kontakty, które warto byłoby uruchomić. Gdy tylko jednak bohaterowie opuścili gościnne wnętrze asteroidy, to natychmiast ich oczom ukazała się duża korweta Imperialnych Służb Celnych, a przemiły głos w komunikatorze zażądał zatrzymania silników Century Foxa i umożliwienia inspekcji. Bohaterowie zgodzili się (ani nie wieźli kontrabandy, ani poszukiwani też nie byli), więc korweta połączyła się z nimi hermetycznym rękawem, a Inspektor Celny w towarzystwie szóstki szturmowców wkroczył na pokład. Ale, gdy okazało się, że celnicy mają zamiar zaaresztować statek, a gdzieś tam na pokładzie korwety mignęła im sylwetka kubaza, bohaterowie stawili opór. Błyskawicznie wytłukli szturmowców (jednego ogłuszyli), natomiast Yunn odpaliła silniki, zerwała statek z rękawa i dała
nura w pas asteroidów licząc, że korweta jest za duża by lawirować między gigantycznymi skałami. Miała rację – okręt zrezygnował z pogoni, jednak w ślad za Lisem Stulecia ruszyła czwórka Tie Fighterów. Yunn pilotowała maszynę, wirując między asteroidami i starając się nie dopuścić, by myśliwce osiągnęły przewagę. Ora przeszedł do kabiny Borsuka Dekady i starł się z pilotami Imperium osiągając chwalebny remis (nikogo nie trafił, ale i sam nie dał się zabić), H-beta 3 sterowała tarczami i planowała trasę między asteroidami, a Arel dopadł do działka. Wkrótce przestrzeń kosmiczna wypełniła się nisko latającymi pociskami laserowymi i wybuchającymi myśliwcami.
Walka kosmiczna w Star Warsach jest dość abstrakcyjna – zgodnie z zasadą nieoznaczoności Heisenberga nie liczy się położenia elektronów… tfu, myśliwców krążących wokół ofiary. Są manewry i akcje, ale wzajemne położenie walczących to sprawa dość abstrakcyjna – ot latają wokół siebie i wzajemne ich położenie jest kwestią tylko i wyłącznie narracji (no chyba, ze doszło do manewru zmiany dystansu lub uzyskania przewagi). I fajnie i niefajnie zarazem. Ogólnie z walki jestem zadowolony, ale zauważyłem, że Tie Fightery pękają jak baloniki – jak w filmie. W zasadzie mogłem rozegrać to skuteczniej – mogłem odejść myśliwcami poza zasięg działka Lisa, tam spokojnie się rozpędzić i z przewagą szybkości uderzyć na statek bohaterów. Ale walka i tak była niebezpieczna – wprawdzie Lis Stulecia został trafiony z działka tylko raz, ale dodatkowo doszło do kilku kolizji z asteroidami i ostatecznie maszyna straciła ponad połowę punktów wytrzymałości zanim udało się jej uciec.
Lekko dymiący Lis wylądował na pustynnej, niegościnnej planecie Ryloth w podrzędnym porcie Nabat. Większość miasta znajduje się w podziemnych tunelach, na górze zaś są tylko slumsy – bo kto by chciał mieszkać na tym upale. Ogólnie nie miałem wielu informacji o Ryloth, tyle tylko co w podręczniku było. Założyłem zatem, że chociaż planeta jest pustynna, to mówimy raczej o pustyni w stylu Arizony, czy Nowego Meksyku, a nie Sahary. Czyli wiadomo – roślinność jakaś jest, ale raczej sucha. Spękana, twarda ziemia i płaskowyże gdzieniegdzie, a nie morze wydm i piasku.
Ryloth. Słabe miejsce na urlop. |
Na Nabat bohaterowie zostali przedstawieni niejakiej Nyn – przywódczyni „ruchu oporu” – organizacji zrzeszającej kilka niezależnych kopalni, które mają zamiar samemu się zarządzać. Sytuacja w organizacji jest jednak rozpaczliwa. Jedna z ważniejszych placówek wydobywczych (ta z której wywodził się Hass’la) ma problemy. Okoliczne ziemie wykupiła jakaś tajemnicza firma, z zamiarem zbudowania tam oazy, mającej być dużym obiektem turystycznym. Początkowo wszystko zapowiadało się nieźle – bo firma ta pogoniła bandytów nękających górników, ale z czasem zaczęła jawnie szkodzić kopalni – niszczenie sprzętu, porwanie ludzi, „przypadkowe” zasypanie części odkrywki i tak dalej. Jasne jest, że oaza to tylko przykrywka – tak naprawdę celem jest przejecie złoża. Kompania budowlana to typowa „firma krzak”, a stojący na jej czele Drog’baa to podstawiony koleś, nie wiadomo z kim powiązany. Bohaterowie wynegocjowali następujący układ – oni gonią bandytów, a w zamian Nyn daje preferencyjne ceny Pykom na nieprzetworzoną przyprawę oraz pilnuje, by Lis Stulecia został doprowadzony do stanu pełnej użyteczności.
Na Nabat bohaterowie mieli jeszcze jedną sprawę do załatwienia – przesłuchać jednego ze szturmowców, który starał się zaaresztować Lisa (bo ostatniego szturmowca bohaterowie ogłuszyli). Był to jednak zwykły żołnierz, który wiedział tylko że aresztowanie było bezpodstawne, ale za wszystkim stał tajemniczy kubaz. Kim ten kubaz był? I jak to możliwe, że mógł kierować działaniami kapitana imperialnej korwety? Tego chłopak już nie wiedział.
Bohaterowie, wraz z Hass’lą, udali się do kopalni Meen i spotkali z jej mieszkańcami. Co się okazało – otóż ekipy budowlane z oazy wycofały się dość szybko. Na miejscu pozostał tylko Drog’baa i kilkunastu „ochroniarzy”, którzy starają się wykurzyć górników. Wiecie – straszenie, niszczenie generatorów, źródła wody, niby to przypadkowe wjeżdżanie buldożerami w budynki – jeśli czytaliście reportaże o czyścicielach kamienic, to znacie mechanizm. Górnicy nie są uzbrojeni, więc z czasem zaczynają odpuszczać. Ale pojawienie się bohaterów zmieniło sytuację.
Nasza drużyna postanowiła zaczaić się w nocy na przestępców i pogadać z nimi po dobroci – i faktycznie,
gdzieś wśród nocnej ciszy usłyszeli ryk silnika buldożera gnającego w stronę kopalni Meen i wrzaski kilku pijanych bandziorów. Już miało dojść do konfrontacji (jak sądziłem werbalnej), gdy Ora postanowił rzucić granatem. W tej sytuacji… no cóż, techniki negocjacji zmieniły się – drużyna rozniosła bandziorów, buchnęła ich buldożer, następnie znalazła kryjówkę bandy (która mieściła się w dość solidnej kantynie – pierwszym i jedynym budynkiem wzniesionym w ramach projektu oazy) i złożyła rewizytę. Dość powiedzieć, że przemówiły blastery – i chociaż nie obyło się bez rannych, to gangsterzy zostali pokonani, a Drog’baa wzięty do niewoli. Przyznał, że pracuje dla niejakiego Teemo, który jest Huttem z Tatooine. I owszem – temu Teemo służy Trassk – który jest naszym tajemniczym kubazem. To wiele tłumaczyło (jednakowoż straszliwie szerokie plecy musi mieć ten Hutt, by jego ludzie mieli korwety Imperium na swoje usługi).
W ręce naszych bohaterów wpadła też w miarę świeża korespondencja między Trasskiem a Drog’bą. Co z
niej wynikało?
- Jakiś czas Teemo próbował zwąchać się z jednym z Genosiańskich książąt – księciem Kattakiem. Jednakowoż z różnych przyczyn współpraca została zerwana.
- Sivar (którego chitynowy pancerzyk bohaterowie wciąż mają) – zginął na arenie Teemo z ręki kubaza Trasska. Sam Sivar był technikiem z klanu księcia Kattaka.
- Po zerwaniu współpracy Teemo postanowił zwąchać się z innym z książąt.
Dokąd zaprowadzi genosiański ślad? |
Ponadto nasi bohaterowie wzbogacili się o 2000 kredytów. W porównaniu z wcześniejszymi dochodami drużyny, to jest to suma ledwie starczająca na waciki, ale przynajmniej ktoś naprawi im Lisa Stulecia w gratisie. Prócz materialnego zysku doszło też do podniesienia statystyk bohaterów. Wiadomo, że przeżycia, lekcje, wyciągnięte wnioski – to są sprawy niemierzalne, niepoliczalne. Jak ująć je w sztywne cyferki? Mówią, że się nie da. Ja mówię, że da się – 25 punktów doświadczenia.
Co mogę powiedzieć? Jak widzicie porobiło się całkiem sporo nazwisk, motywacji i tym podobnych. I kto stoi za Teemo? Huttowie? Czarne Słońce? Ktoś jeszcze inny? Diabli wiedzą. Kim była Mara Dreiz? Co z Sivarem? Kurcze, pytań jest dużo. Pozostaje tylko wierzyć, że chociaż na część z nich da się odpowiedzieć.
Sesja była bardzo fajna i serdecznie dziękuję graczom. Dobrze mi się z Wami gra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz