sobota, 25 lutego 2017

Rzut oka na Kroniki Mutantów 3ed.

Czołem Kochani!

Nie tak znowu dawno rzuciłem okiem na czwartą edycję Earthdawna. Dziś czeka mnie zadanie podobne – chociaż gra zupełnie inna. Po raz kolejny jednak przyszło mi zmierzyć się z kolejną edycją starej gry. Tym razem są to Kroniki Mutantów – to taka moja niespełniona miłość czasu młodości. Jako młodzian namiętnie łupałem w Doomtroopera (czyli karciankę osadzoną w tym uniwersum), wywalając na karty całe kieszonkowe. Że też moi rodzice to tolerowali.
Potem, gdy wydawnictwo MAG zapowiedziało polską edycję to napaliłem się na nią jak dziki, ale pamiętamy jak to się skończyło (nijak). Parę lat temu (no tak z 10) nabyłem wersję angielską – czatowałem u Ala Legro z kwartał. Duma, radość, ekstaza, jednoosobowa meksykańska fala.
I co? I nic. Nigdy jej nie poprowadziłem. W tamtych czasach już trochę różnych erepegów zdążyłem poznać i czytając grę umiałem sobie z grubsza wyobrazić co zadziała, a co nie. Wiadomo, że pewności nigdy nie ma – zdarzają mi się systemy, które nie mają prawa działać – ale działają – absolutną pewność można mieć dopiero po zagraniu. Ale jeżeli czytasz grę i przy części mechanicznej robi Ci się słabo, to nie rokuje dobrze. Jasne – miałem aspiracje, pobawiłem się tworzeniem postaci – bardzo ciekawy mechanizm zresztą, ale do gry nie doszło.

I teraz kupiłem podstawkę do edycji trzeciej. Nie planowałem, ale jakoś tak wyszło. Zwykle nie wspieram crowdfundingu, bo do podjęcia decyzji o zakupie potrzebuję opinii innych użytkowników. Tutaj też długo się wahałem, bo opinie były… no różne.  Na dodatek cały czas byłem na wydawcę sfochowany. Ale kilka pozytywów ostatnimi czasy w ucho mi wpadło, zrobiłem rekonesans i stwierdziłem, że wchodzę w ten biznes.

Przy czym z góry zastrzegam, że piszę o Mutant Chronicles raczej dla ludzi, którzy już kumają Kronikomutancką czaczę – jeżeli ktoś jest w tej dziedzinie zielony, to Jaxa na swoim blogu opisał świat, frakcje i tym podobne nadzwyczaj elegancko. Polecam jego wpis. 

Aha – z góry uprzedzam. Trochę potestowałem, porozgrywałem jakieś hipotetyczne starcia, posprawdzałem kilka dodatkowych zasad, porozpisywałem bohaterów (i to tak z milijon!) itd. Ale uczciwego grania tu nie było – jeszcze. Bo, bez zbędnych przechwałek, będzie. Gra jest trzecia w kolejce. Trzeba tylko dokończyć DW (a ten idzie aż furczy) i wziąć się za ED.

sobota, 18 lutego 2017

Earthdawn 4ed - Game Master's Guide

Szanowni!

Dziś dalszy ciąg przygody z Earthdawnem. Tym razem przyjrzymy się drugiemu z podręczników podstawowych –  temu skierowanemu do MG. Z góry uprzedzam – dostałem to, czego mniej – więcej się spodziewałem, jeśli jednak byłem czymkolwiek zaskakiwany, to raczej na minus. Spodziewajcie się wodolejstwa, zrzędzenia i gorzkich żali. 
Oraz uwag na marginesie, dygresji i zastanawiania się nad sensem wszechrzeczy. Lanie wody.  

Wszelkie uwagi dotyczące jakości wydania pozostają bez zmian. Nie ma powodu się nad nimi rozwodzić.

Co mamy w podręczniku?
W wielkim skrócie – nieco historii świata – przed pogromem oraz po, nieco o rasach, pełniejszy opis Barsawii, zasady dotyczące bycia awanturnikiem (podróżowanie, wspinaczki, pułapki, choroby, trucizny), reguły prowadzenia (spotkania, tabele reakcji, ustalanie poziomów trudności testów) zasady dotyczące magicznych przedmiotów, bestiariusz oraz rozdział dla MG.

Chciałbym zaznaczyć, że część z powyższych to rzeczy które świadczyły o wyjątkowości tej wspaniałej gry. Taki a nie inny świat, fajne rasy, kapitalnie zrobione przedmioty magiczne oraz horrory – obok adeptów to właśnie jasne punkty Earthdawna.
Jak jest teraz?
Jedziemy po kolei, wedle kolejności podręcznikowej: