niedziela, 25 maja 2014

O fandomie.

Cześć.

Widzicie, fandom to ciekawe zagadnienie. Był nawet kiedyś (jakoś z pół roku temu) tematem Karnawału Blogowego. Starałem się coś wówczas napisać, nawet całkiem sporo tych znaków nastukałem, ale się skubaniec (karnawał) skończył zanim ja dobrnąłem do końca notki. Ale, ale – temat odszedł, lecz przemyślenia pozostały. Część z nich dalej nadaje się do publikacji. Nie wszystkie – pisałem wtedy (a był to bodaj październik), że flejmy ustały, jednak wanna kostek rozpoczęła Szebernastą* Polterową Wojnę Fandomową i już trzeci miesiąc jest dym. Tzn. najpierw kostki, potem ten tekst w Wyborczej, potem Bułki, potem zabawa ręką… niby każda sprawa inna, ale jakoś tak się zdarza, że jeden dym przechodzi w następny i biznes się kręci. 
Po drodze paru ludzi napisało, że fandom to banda frustratów, natomiast prawdziwi fani stoją sobie grzecznie z boku, właśnie grają w RPG i mają fandom w zadzie (o ile o nim wiedzą, bo to też takie pewne nie jest).  
Dlatego też postanowiłem zabrać głos w tej sprawie.
Bo widzicie – ja to nas nawet lubię (w nomenklaturze Beamhita – neutralny z plusem).


O grupach stojących z boku
Słuchajcie – tacy stojący sobie z boku ludzie faktycznie istnieją. Przy okazji przeróżnych lokalnych konwencików i Trójmiejskiej Inicjatywy RPGowej spotkałem od groma takich osób. Sporo poznałem też przy różnych niefantastycznych okazjach – a to na studiach, a to w robocie – zawsze trafi się ktoś kto grywa/grywał. Częściej grywał - „Panie, kiedyś to były Warhammery”. 
Co mogę powiedzieć – cieszę się, że są grupy ludzi grających od lat w tym samym składzie, w tej samej piwnicy i w tą samą grę, ale… no w sumie są mi obojętni. Fajnie, że ktoś się dobrze bawi, ale dla mojego hobby nie istnieją. Nie dzielą się przemyśleniami, nie tworzą nic, co pokazywaliby światu zewnętrznemu i nawet nie zwiększają popytu na RPG, bo mają jeden podręcznik, do od dawna nie wydawanej gry. Może i ci ludzie istnieją, ale jakby nagle hurtowo przestali grać, to i tak bym nie zauważył. W jaki sposób wpływają na mnie? Żaden.

PS. I jeszcze jedno – część najbardziej zatwardziałych, twardogłowych, betonowych ksenofobów jakich poznałem wśród RPGowców, to właśnie były „osoby stojące z boku”. Pomyślcie – jeśli od lat grasz w jedną grę, w jednej piwnicy z jedną ekipą, to może oznaczać, że jesteś zamknięty na nowości. 
Jedna z zasad Tru Norwegian Black Metalu brzmiała wszak „Never, ever, EVER, EVER be open-minded”. A że target częściowo nam się pokrywa…rozumiecie.

Okej, fajnie. Ale co to jest ten fandom?
Mamy piękną definicję „Krynicy Mądrości” – fandom to społeczność fanów. Kolesie siedzący w piwnicy nie tworzą społeczności, więc są poza fandomem. A nawet jeśli ktoś, nadgorliwy zapewne, chciałby ich uwzględnić w tej definicji, to kolejne ze zdań na Wiki oręż z ręki mu wytrąci – fandom to osoby aktywnie uczestniczące w tej społeczności (np. poprzez konwenty, dyskusje i takie tam).

Na Wikipedii mamy też przykłady fandomów. Nasz jest, jak się okazuje, nieszczególnie reprezentacyjny – w przeciwieństwie do ludzi od tej kreskówki o kucykach, czy do tych kolesi od porno o pół-zwierzętach (Furry).

Z powyżej omówionej definicji wynika jeden wniosek – można sobie krytykować fandom. Ale to oznacza, że jest się jego częścią (no bo się wyszło do społeczności graczy – choćby po to, żeby ją skrytykować). Nie ma „Wy-Fandom”, jest „My-fandom” (We, the fandom!). Nie można pisać bloga o RPG i jednocześnie udawać, że się nie jest w fandomie. Źle mówię – oczywiście, że można – blog przyjmie wszystko, ale będzie to dość schizofreniczne wyznanie.

Fandom ciągle się kłóci!
Słyszeliśmy to nieraz! Ba, niejeden z nas napisał coś takiego. 
Ale czy na pewno tak jest? Wiecie – okej, są pyskówki na Polterze. Prawdę mówiąc lubię je, jak długo nie są ostrymi atakami, albo nie rozwalają się pod notatkami merytorycznymi (no chyba, że to pyskówka „na temat”). Prawdą jest, że Polter jest specyficzny. Prawdą jest, że jak palniesz coś głupiego (albo mądrego lecz uznanego za głupie) to będzie się to za Tobą ciągnąć. Ale nie skreśla to Poltka w moich oczach – mi tam odpowiada ta mieszanka chamstwa i absurdu, zresztą przez te 10 lat jak tam siedzę nie trafiłem na celownik, więc łatwo jest mi się mądrzyć. 
Jednakowoż pamiętać musimy, że fandom i Polter tożsamymi pojęciami nie są. Czyli istnieje jakaś część fandomu, która na poltku co najwyżej bywa. Albo i to nie.
A jak wyglądają dyskusje toczące się w innych zakątkach Internetów RPGowych? Na blogach? W przeróżnych grupach G+ (śledzę trzy)? W takiej na przykład grupie Fate RPG PL? 
Pełna kurtuazja, ot co.

Dlaczego fandom czasami się żre?
Okej, umówmy się, nie jest to jakoś przesadnie często. Pisałem o tym akapit wyżej – jakieś tam ognie tlą się jeszcze na Poltku, ale to tyle. Dawniej jednakowoż zdarzało się, że dochodziło do dymu. Dlaczego?


1. Bo jesteśmy fanatolami RPG – jak byśmy nie byli, to nie siedzielibyśmy w Internecie i pisali o RPG. Prawda? RPG jest dla nas ważne, więc ciężko o obojętność.
2. Bo bywamy nieudanymi społecznie jednostkami (może określenie niebanalnymi albo ekscentrycznymi będzie mniej rażące). Tylko ja to widzę?
3. Bo nasz fandom jest mały. To istotne – wystarczy, że będziesz robił chociaż trochę i poznasz 3-4 osoby i już możesz nazwać się gwiazdą fandomu. Powaga. Jedna notka, pół recenzji i dwa dymy i już jest jakaś sława. Wiem po sobie – jakichś przesadnych osiągnięć w RPG nie mam, a bywa, że ludzie z którymi spotykam się po raz pierwszy mnie rozpoznają. Nawet miłe, nie powiem – ale nie wiem czym zasłużyłem.
A jak już jesteś rozpoznawany w środowisku, to czasami odbija, bo czujesz się ważniakiem. Lubię myśleć, że mi akurat nie odbiło, ale nikt nie jest sędzią we własnej sprawie, prawda? 
4. Jest nas mało, więc nie jest nam głupio robić dymów. Pragnę zauważyć, że nasi wielcy wojownicy fandomu w międzynarodowej społeczności robią się milusi jak pierwsze promienie słońca po burzy. W większym tłumie trochę głupio robić z siebie głupka/trolla. Bez kitu, u nas nieomylni, a tam na dzień dobry przepraszają (Haj ajm Ziomeczek from Poland, aj lajk arpidżi wery much and aj łysz to hambli apolodżajz for maj inglisz).
5. Jest nas mało, więc znamy się całkiem nieźle. Na dużym forum cześć ludzi jest dla nas anonimowa, a tutaj znamy się. Możemy się lubić, ale możemy się też nie lubić. Łatwiej przyczepić się do gościa który cię wkurza od dawna i widzisz go w każdej dyskusji i jakże Cię on wkurza, niż do jakiegoś anonimowego użytkownika dużego forum.
Są członkowie fandomu na których mam alergię, więc raczej ich omijam. Nie wdaję się w pyskówki. Ale rozumiem, że są pary drące z sobą koty notorycznie. Albo wręcz ekipy. A w małym światku są to dość widoczne konflikty.

Fandomici ciągle walczą o mojsze RPG.
Ale co w tym złego? Dyskusje o mojszyzmach są wspaniałe, o ile tylko nie przerodzą się w wojnę. Dyskutowanie o gustach to żadna zbrodnia, ba – mi to nieraz sprawiało przyjemność. I nie tylko mi jak sądzę, bo sam do siebie nie gadałem. A ilość pyskówek w jakich wziąłem udział mógłbym zliczyć na palcach jednej ręki (i jeszcze kilka wolnych by mi zostało) – można pogadać o gustach bez obrzucania się kamieniami. 
Co zabawne – w takich dyskusjach jest coś z triady heglowskiej, bo nieraz wyciągałem wnioski z tego, co pisała strona „przeciwna”, nieraz byłem zmuszony zmienić poglądy i nie sądzę, bym był w tym wyjątkiem. I nieraz udawało się wypracować jakiś wspólny pogląd. Nie pozabijaliśmy się po drodze i nie obrażaliśmy czci naszych szanownych rodzicielek.
Warto rozmawiać.

Graj i daj grać innym?
Jasne. Ale jeśli sobie czasem z tym innym ktosiem o RPGu pogadasz, to struktury wszechświata jakoś specjalnie nie naruszysz. Ba, nawet jeśli pogadacie o gustach. Nawet jeśli macie inne poglądy. Zwłaszcza wtedy!
Zresztą sądzę, że takie dyskusje zawsze będą mojszyzmami, bo gadasz w swoim imieniu, przez pryzmat własnego gustu i osobistych doświadczeń. Da się inaczej?

Więcej powiem – dzięki takim dyskusjom spróbowałem wielu różnych rzeczy, których normalnie bym nie spróbował. Dzięki próbom przemycania patentów z przeróżnych almanachów (w sumie mojszyzm pierwszej wody) urozmaiciłem moją grę i mogłem popróbować nowości – nawet jeśli wiele z tych nowinek nie sprawdziło się, to przynajmniej wiem, co lubię. Dzięki takim dyskusjom zwróciłem uwagę na kilka gier, wobec których przeszedłbym obojętnie. Dzięki takim dyskusjom zainteresowałem się teorią RPG i poznałem story games (nawet jeśli wolę mainstream – a wolę, to i tak było warto spróbować). 

Dzięki takim rozmowom i poznawaniu cudzych mojszyzmów (cudzszyzmów?) cały czas próbuję czegoś nowego i dzięki temu właśnie RPG nie znudziło mnie jeszcze w XX wieku. Nawet w kościach przestałem wałować i trzymam się tego konsekwentnie przez ponad 6 lat. Właśnie na skutek dyskusji na Polterze.
Chyba dobrze.

O fandomie pozytywnie
Widzicie, dla mnie fandom to zbiór ludzi, którym się chce robić coś więcej niż tylko grać w tą samą grę latami. Ci ludzie są w jakiś sposób produktywni. Jasne, można im (nam) umniejszać i mówić, że to co robią jest niewiele warte – ale po pierwsze – byłoby to nieeleganckie, po drugie – byłoby mojszyzmem – bo to narzucanie swojej oceny, a po trzecie – to i tak znacznie więcej niż robią ludzie, którzy nic nie robią, prawda?

Dla mnie polski fandom to ludzie, którzy nakręcają to hobby w naszym kraju. Dla mnie to taki na przykład Zuhar z ekipą tłumaczący Fate (ogólnie ludzie od Fate są bardzo produktywni),  to Darken wydający RPGi, to Borejko, który rozkręcił Karnawał Blogowy i blogosferę (chociaż obecnie o nim ciszej), to też ludzie, którzy z poziomu fanów przechodzą na poziom tłumaczy, wydawców i autorów. To wielu innych ludzi – blogerów, dyskutantów, uczestników i organizatorów konkursów, ludzi którzy informują o nowościach, albo wskazują wartościowe podręczniki. To ludzie, którzy piszą i publikują w necie własne scenariusze, NPCów, konwersje… no długo by wymieniać. To bardzo wielu ludzi sprawiających, że w biznesie dalej jest jakiś ruch.

To właśnie fandom sprawia, że w naszym kraju RPG istnieje jako nurt rozrywki. Niszowy – pełna zgoda, zamierający – znacie moją opinię, ale jednak istniejący. Ludzie którzy rozkręcali nasze hobby z fandomu się wywodzili i wywodzą do teraz. Tak było za czasów MiMa, tak jest i dziś. 

Reasumując
Fandom jest daleki od ideału, ale cieszę się że jest. 
Drodzy fandomici – lubię Was i mam nadzieję, że dalej będę mógł Was czytać.
Dziękuję, że Wam się chce.

* Szebernasta to liczebnik. Nie wiem która to wojna dokładnie, więc udowodnijcie mi, że nie szebernasta własnie.

10 komentarzy:

  1. Dobry i treściwy tekścik prezentujący poglądy pod którymi w większości śmiało składam wirtualny podpis. A co do Borejki, to już taki cichy nie jest na szczęście. Ruszył z nową stronką pt "Git Games" i dzierga posty ku uciesze fandomowej gawiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. "PS. I jeszcze jedno – część najbardziej zatwardziałych, twardogłowych, betonowych ksenofobów jakich poznałem wśród RPGowców, to właśnie były „osoby stojące z boku”."

    Jeszcze rok temu śmiali i nabijali się ze mnie, o jakiż to rzekomych zatwardziałych erpegowcach opowiadam ;-)

    A propos zauważania wpływu jednych osób na drugich - z punktu widzenia róznych lokalnych klubów oraz inicjatyw (albo nawet po prostu nie tak dużych jak Prykon, Polcon czy Falkon), to nasz e-fandom - blogosfera + Polter + G+ - praktycznie "nie istnieje", "nie ma wpływu" na fandom erpegowy ;-) Oczywiście robienie czegokolwiek więcej oprócz blogowania/pisania na forach (albo na G+ i FB) zaczyna rozwiązywać ten problem, nadal pozostaje pytanie o zasięg informacji emitowanych z blogosfery.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tymi "stojącymi z boku" to trochę przesadziłeś. Dlaczego od razu jeden system, grupa, piwnica? Za brak aktywności na Polterze nie urywa się kabla od Internetu. Rebel nie pyta czy byłeś ostatnio na jakimś konwencie, nie odpytuje z definicji fishingu, brandzlingu, GNS i PMS. Można się bawić w mniejszych grupach i nie schodzić poniżej "peryskopowej".

    - Wujek -

    OdpowiedzUsuń
  4. @Michał
    Nie ma czegoś takiego jak "e-fandom". Internet to tylko narzędzie komunikacji - kiedyś były nim listy i czasopisma (w obiegu formalnym i nieformalnym). Kiedyś dyskusje toczono wyłącznie na żywo, na konwentach i w prasie - dzisiaj mamy inne narzędzia.

    Natomiast zagadnienie reprezentatywności opinii osób z fandomu i ich wpływu na cokolwiek to zupełnie inna para kaloszy. Są tacy, którzy mają autorytet (mniejszy, większy, słusznie lub nie - mają). Czy kształtują opinie? Bez badań raczej możemy tylko zgadywać. O ile prawdziwych trendsetterów nie mamy i mieć raczej nie będziemy (nisza w niszy, specyficzny odbiorca i takie tam - IMHO), to pewien społeczny (wieloosobowy, zdecentralizowany, poczta pantoflowa) trendsetting czasem się udaje - choć tak jest wszędzie.

    @Drachu
    Bardzo, bardzo, bardzo fajny tekst. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje Wam za miłe słowa :)

    @Wujku: Ok, nie każda grupa stojąca z boku siedzi w piwnicy :) Wiem, pozwoliłem sobie na uogólnienie. Mam nadzieję, że nie czujesz się urażony. Jeżeli tak, to oświadczam - nie wszystkie grupy stojące z boku grają na kserówkach. Te które kupują podręczniki nakręcają rynek, więc w pewien sposób na mnie wpływają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Drachu: Bez obaw, daleki jestem od obrażania się o byle co.

      Nie wiadomo jaki wpływ na nasze hobby mają ci "niezintegrowani", nie odwiedzający konwentów, nie dyskutujący na popularnych portalach. Ale w RPG w ogóle niewiele wiadomo, można co najwyżej dumać, że "u moich znajomych...".

      Uważam, że głównym problemem fandomu jest główny problem RPG: kasa. To mało prestiżowe i niezbyt dochodowe hobby. Nawet jeśli pojawi się ktoś utalentowany, szybko zajmie się czymś innym, bo za ten sam talent inna branża zapłaci, pochwali, fotkę zrobi. Dlatego kiedy czytam bloga jednego z Panów Wydawców RPG w Polsce, nie dziwię się, że facet nie potrafi się wypowiedzieć w żadnym języku świata. Gdyby potrafił, nie pisałby gierek dla nerdów. Ale to temat na dłuższe posiedzenie :)

      - Wujek -

      Usuń
  6. Fajne ujęcie w pozytywnym świetle tematu. Jednak co do pozafandomowych graczy to faktycznie nie ograniczają się oni wyłącznie do grania w jeden system w piwnicy. Osobiście prowadzę takim właśnie ludziom i często to od nich dowiaduję się o nowych systemach i możliwościach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drogi Autorze!

    Czyli uważasz, ze notka pana-idioty-lukrecjusza z poltera, o jakis przepraszam kurwa naleśnikach ma na Ciebie większy wpływ niźli 10 osób 'siedzacych w piwnicy na kserówkach" które czytaja Twojego bloga?
    Nie wiem czy masz licznik odwiedzin, ale jesli tak to domyślam się ze jest on wiekszy niz 15 psuedo-inteligentnych gwiazdeczek z poltergeista, i 5 wydawców, których wymieniasz jako osoby niosace oświecenie FANDOMOWI. To właśnie piwniczaki słuchaja audycji, czytaja blogi, siedza na prelkach. I siła rzeczy jest więcej widzów niż twórców. Przeciez sytuacja, w której musieć mieć bloga, żeby moc sie wypowiadać jest idiotyczna. Może, zeby liczyc sie jako gracz musze od razu napisać gre?
    I tak jest za dużo blogów. Nie zeby mi przeszkadzały, ale nie oszukujemy się, 3 scentralizowane tekstowe, wysprzatany poltergeist, 2 blogi na Ytubie i mielibyśmy naprawdę potężny, zwarty i skupiony w jednym miejscu, mogący identyfikowac się wzajemnie fandom. Chciał bym tego. Bo aktualnie wszyscy obrabiaja sobie dupe, kazdy u siebie i kociokwiku dostanie ten kto spróbuje przeczytać wszystko.
    Bo ciezej jest, wejść na dwadzieścia pieć blogów osobno, niż na jeden duży, na którym jest administracja i mozna być pewnym pewnego standardu. Naprawde, szkoda. Nie moge dzisiaj powiedziec koledze ktory srednio czuje rpgie czegos w stylu "stary wbijaj na strone www........ tam sie wszystkiego dowiesz, fajni ludzi, duzo materiału". Kiedys mogłem bez wiekszegowstydu powiedziec tak o poltergeiscie, dzisiaj naturalną reakcją człowieka na tamtejsze notki jest drapanie się po srodku głowy i otwieranie oczu z niedowierzania.

    Ale z jednym się zgodze, polter to nie wszystko, bo są wymienieni przez Ciebie wyżej twórcy i propagatorzy rpg, ktorzy odwalają swietną robotę, jak Gołębiewski, hopaki z siedzicie w karczmie, baniak, khaki dawniej, karczmarz(wiem, ze z poltera, ale jest wyjatkiem)Lans Macabre i organizatorzy konwentów którzy buduja spolecznosc naszego hobby. Ale rozumowanie z rzędu "Lepiej rób cokolwiek niż nic, bo jak nic, to jestes złodziejem, piwniczakiem i psujesz FANDOM" jest przynajmniej nierozsądne.
    FANDOM pisany z litery wielkiej, bo nie wiem czy wolno juz inaczej.

    ~Oskar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Oskarze!

      wiesz, powiem Ci tak - są dni, gdy ilość wejść sięga liczby 30-40 :P Jak na tłumy czające się w piwnicach, to raczej słabo. Wiem, lepsi zawodnicy mają dużo więcej.

      Ale będę szczery - dalej wolę tych, którzy coś robią od tych, którzy nic nie robią - choćby dlatego, że o tych drugich nic nie wiem, więc jakbym miał ich woleć. Nie przypominam sobie, bym sugerował że ci co nic nie robią psują fandom. Wedle definicji z Wiki oni się nawet do niego nie kwalifikują. Słusznie-niesłusznie. Nie wiem. Ja na ten przykład mam jedną czy dwie serie mangi, które lubią i kilka serialów anime, które oglądam. Nawet je lubię, ale czy zaliczam się do fandomu mangi?

      Nie zrozum mnie źle - mi naprawdę miło, że ktoś gdzieś sobie gra, a jeśli (jak pisał Wujek wyżej) do tego coś kupią, to już zupełnie fajnie. Ale jeśli tylko sobie gra, a się tym ze światem nie podzieli, no to naprawdę - nawet nie wiem, że taki ktoś jest. Żałuję, bo być może to ktoś fajny.

      A rozstrzał blogów to zupełnie inne zagadnienie. Jasne, fajnie mieć duży centralny portal. Masz dużo racji - mi też ciężko wszystko śledzić. Pewnie przeoczyłem niejeden fajny wpis.

      Ale da się bez centralnego portalu. Mamy blogosferę piwną. Blogów mają porównywalną ilość co my. Nie mają centralnego portalu - jest piwo.biz, ale większość piwnej blogosfery działa obok portalu. Nie mają nawet agregata blogów, ale i tak tworzą fajną społeczność, mają swoje zloty, widują się na żywo, wokół nich wytworzyła się jakaś grupa miłośników piwa, ludzie ich kojarzą - a większość ruchu w biznesie napędzają im ludzie, którzy "stoją z boku". Nie są blogerami, ale lubią piwo. Jasne - ilu ludzi pije piwo, a ilu gra w RPG. Oni mają po prostu znacznie większą pulę potencjalnych uczestników. Ale chodzi mi o coś innego. O pokazanie, że da się bez jakiegoś centralnego mózgu.

      Swoją drogą - jeżeli ludzie o których piszesz czytają blogi i jeżdżą na konwenty (o czym wspominałeś), to wedle definicji Wiki chyba są fandomem :)

      Usuń