sobota, 15 listopada 2014

Jak przygotowuję sesję w godzinę.

Cześć.


Dzisiaj mi tak trochę dziwnie. Chodzi o dyskusję na Polterze o tym, czy w ciągu godziny z niewielkim okładem da się zrobić scenariusz do RPGa, czy też nie. W tej dyskusji padły słowa jakoby było to niemożliwe, albowiem nie da się w ten sposób przygotować wielu kluczowych elementów scenariusza – statsów NPCów i bestii do klepania, handoutów, map, zagadek, klimatycznych opisów i takich tam. I gdyby tak być miało, to Internety uginałyby się od scenariuszy.
Jak już wspomniałem jest mi dziwnie, ponieważ większość swojej wątpliwej kariery prowadziłem poświęcając właśnie tyle na przygotowanie sesyi. Przeciętny scenariusz na regularne granie da się napisać w 60-75 minut. Oczywiście – nie każdy i nie zawsze, ale częściej niż rzadziej sztuka się udaje.

Może nie jest to popularna rzecz, ale pora na mały coming out. Byłem leniwym studentem. Dość leniwym. Większość prawnych przedmiotów (a stanowiły ponad 80% przedmiotów ogółem) uważałem za niespecjalnie użyteczne – ustawy potrafiły zmienić się między ćwiczeniami, a kolokwium, a co dopiero przed egzaminem. Fajnie było znać reguły, podstawy, zasady ogólne i tak dalej, ale konkretne przepisy to i tak jest coś, co musisz opanować tuż przed egzaminem.
Dlatego też większość czasu na wykładach siedziałem sobie grzecznie i pisałem szkice scenariuszy RPG. Czasami znajduję te zeszyty… kurcze, jest tam od groma fajnych rzeczy, których nie poprowadziłem.
Ale dzięki temu posiadłem dwie cenne RPGowe umiejętności:
- Umiejętność opanowania reguł gry w jedno – dwa czytania podręcznika (to to kucie ustaw po nocach).
- Umiejętność spisania kompletnego szkieletu scenariusza w czasie nieprzekraczającym 2x45 minut.
Nie jestem artystą, mapka którą robię na sesję w najlepszym wypadku wygląda tak.

Pomysł

I to jest moje najważniejsze założenie – pomysł jakiś muszę mieć. Po prostu – chociaż z grubsza potrzebuję wiedzieć, co za historię chcę opowiedzieć. Ogólnie „wymyślania pomysłu” nie wliczam do czasu poświęconego na przygotowanie sesji. Bo pomysł się albo ma, albo nie. Nie podlega statystykom, bo jak starasz się coś wykombinować na siłę, to i trzy godziny możesz siedzieć i nawet nie ruszyć.
Jak mam ochotę napisać scenariusz, to znaczy że jakiś pomysł już mam. 
Przy czym nie musi to być nic mega oryginalnego – grałem kilka naprawdę fascynujących, chociaż opartych o proste założenia, scenariuszy. Nie każdą sesją zagniesz wszechświat. A ludzie od teorii kultury i tak Ci powiedzą, że wszystko już gdzieś było. 
Czasami pomysł nie dotyczy całej sesji czy głównej intrygi, a tylko konkretnej sceny – też fajnie i też da się z tego zrobić scenariusz.

Notka Furiatha była fascynująca, bo pokazywał jak rodzi się pomysł. Ja, niestety, nie mogę tego pokazać - bo nie mam fazy "wymyślania pomysłu", jak siadam do pisania, to cośtam już w zanadrzu mam.

I jeszcze jedno – większość moich sesji toczy się w obrębie kampanii. To dużo łatwiejsza sytuacja niż jednostrzał. Kampanię to ja mam zwykle przemyślaną i widzę w jakim kierunku ona zmierza. Wiem jakie wątki mam pozaczynane. Wiem, co może stać się na następnej sesji. To ogromne ułatwienie.

Wykonanie

Scenariusz spisuję w jakimś zeszyciku. Zwykle na a4 w kratkę. Spisany scenariusz zazwyczaj nie przekracza dwóch stron (no chyba, że polecimy w mapki). Osobiście uważam, że nawet jak weźmiemy na warsztat kupny scenariusz i rozpiszemy go sobie w punktach to i tak nie przekroczymy dwóch stron a4 na sesję. 
Ja dość często prowadzę gotowce i zawsze przed sesją rozpisuję je sobie w punktach. Nigdy (jak sądzę) nie przekroczyłem 2 stron a4 na sesję. Oczywiście – są i scenariusze, których w jedną sesję nie upchniesz. Taka Szara Eminencja na ten przykład. Dla mnie to przygódka (a w zasadzie przygodziszcze) na 5 posiedzeń, a zatem powinna się zmieścić na 10 stronach notatek. Gwarantuję, że się zmieści (testowane).

Zwykle staram się zanotować źródła zaistniałej sytuacji (znane z konstrukcji firmowych scenariuszy do Deadlands „A story so far”), a potem notuje to co się wydarzy. Czasami, przy bardziej „filmowych” scenariuszach operuję konkretnymi scenami, często notuję „Jeżeli x to y” (np. jeżeli bohaterowie pojadą zbadać wrak, to dowiedzą się tego i tamtego) ale najczęściej notuję domyślną linię wydarzeń, bez określania jednak co zrobią gracze (np. podczas festynu na zamek króla przybywa ranny posłaniec). Staram się, by moje scenariusze były elastyczne, by gracze mogli robić różne rzeczy i w różny sposób reagować na to, co się dzieje. Im dokładniej opiszę przebieg wydarzeń, tym mniej miejsca im zostawię. Jeżeli dobrze przygotuję genezę konfliktu, to będę mógł lepiej reagować na działania graczy. 

Przygotowanie statsów (mechaniki ogólnie).

Dla mnie to ważna rzecz i tego etapu z pewnością nie odpuszczam.
Ale też nie widzę potrzeby odkrywania Ameryki na nowo – systemy w które grywam zwykle mają jakiś tam zbiór gotowców i naprawdę nie mam problemu, by z nich skorzystać. 
Jeżeli gra ma jakieś mechanizmu upraszczające rozpisywanie i prowadzenie zwykłasów, to też z nich korzystam.
Oczywiście, w razie potrzeby, siadam i piszę… ale ostatnio prym u mnie wiodą mechaniki dość uproszczone, gdzie silnego NPCa rozpisujesz w 3-5 min.

Tutaj wiele zależy od mechaniki, bo dla mnie na ten przykład rozpisywanie wysokopoziomowych NPCów (tak, żeby to miało ręce i nogi) do DnD 3,0 było katorgą i nie ma siły, bata ni sposobu, bym był w stanie ogarnąć to zagadnienie i zmieścić się w czasie.

Przygotowanie klimatycznych opisów

Omijam. W pewnym sensie.
Ogólnie opis to ciekawe zagadnienie. Nieuchronne jest pytanie – ile powinno go być na samej sesji? Wiem, że jednoznacznej odpowiedzi nie ma – ile kto lubi. Dlatego też napiszę Wam ile powinno go być moim zdaniem – powinno być go w sam raz. O!
A na poważnie – z opisem nie ma co przesadzać. Grałem kiedyś z gośćmi, którzy opisywali własną postać przez pół godziny (z zegarkiem w ręku licząc), grałem z MG który opisywał każdego napotkanego NPCa przez 20 minut – jak przyszło po nas trzech strażników wiejskich (ok. ashigaru) to opisywał ich przez godzinę. Strasznie mi to imponowało. Ale na sesję nie wpływało. W sensie – ja i tak po kilku chwilach opisu miałem jakiś tam obraz w głowie i cała reszta była mi na nic. Nie byłem w stanie tego zapamiętać, a co dopiero uwzględnić. Trzeba się liczyć z tym, że niezależnie od tego co powiesz, każdy z graczy wyobrazi to sobie po swojemu – i to najzupełniej normalne. 
Wiecie co jest najciekawsze? Oni te opisy walili bez przygotowania.
Da się.

Ja swoje opisy też walę bez przygotowania. W pewnym sensie (co już wspomniałem).
Chodzi o to, że pisałem ten scenariusz, przemyślałem co w nim jest. Jeśli jest tam zamek Drekmore, to pisząc o nim widziałem go oczami wyobraźni. Jeśli umiem sobie coś wyobrazić (a raczej wszyscy to umiemy prawda? my żeśmy są RPGowcy!) – czy to na sesji, czy przed nią – to umiem to opisać. Tak, może się zająknę, może opiszę postać niezgodnie z kanonami zapisanymi w Księdze Bajarza do Wiedźmina, ale opis jest i raczej działa.
Wspomniałem już o tym w dyskusji na Poltku – oglądałem filmiki z Pucharu Mistrza Mistrzów i część z tych MG cięła się na opisach - mieli zwiechy, stosowali powtórzenia, co chwilę wrzucali eeeeee oraz yyyyyy (akurat to ostatnie wytępiono u mnie w ogólniaku). A były to półfinały i finały, to byli dobrzy zawodnicy. Zresztą – po graczach było widać, że się świetnie bawią, więc zawodnikami dobrymi byli w istocie.
Kiedyś nagrywaliśmy własne sesje na dyktafon. Słuchałem potem tych nagrań. Krzywiłem się przy każdym swoim opisie – wszystko co powiedziałem, można było powiedzieć lepiej. Ale to były udane sesje. W czasie gry uczestnicy nie zwracali uwagi na moje potknięcia, zresztą i ja ich nie dostrzegałem. Ale nagrałem też i sesje na których byłem graczem, a nie MG – i po przesłuchaniu u mojego MG też wyłapywałem potknięcia i to niemało. Ale nie zwracałem na nie uwagi podczas sesji. Wiadomo – w kontakcie na żywo jest od groma innych czynników, mowa ciała na ten przykład. Zresztą dla mnie sesja jest bliższa rozmowie niż opowieści, opis bywa przerywany, czasami wrzucam jakąś uwagę na boku, czy jakiś żarcik (no chyba, że sytuacja jest niestosowna). Na ewentualne niedoskonałości opisu nikt nie zwraca uwagi.

Mapy

Jeżeli dla scenariusza mapa jest ważna, to ja ją chcę mieć. I to przed scenariuszem.
Na szczęście na a4 w kratkę da się łatwo coś naszkicować w czasie dość krótkim. Generalnie wiem, że nie bez przyczyny nie jestem grafikiem. I nie oczekuję jakiegoś mega efektu.
Szkic ma charakter wybitnie użytkowy, nie musi być śliczny jak panienka z dobrego domu idąca na bal charytatywny. 
Jeżeli map miałoby być więcej, to mogę przekroczyć wyznaczony limit czasu. Jeżeli wystarczą 1-2 mapy, to zmieszczę się w czasie.

Oczywiście, czasami spotykam się z dużymi mapami narysowanymi na arkuszu papieru pakowego. Widłak takie robił – to było super. Sam taką zrobiłem kiedyś do kampanii w Bestiorzyńców. To jest rzecz, która świetnie działa, ale zajmuje sporo czasu - szczęśliwie robi się taką mapę raz na kampanię, a i to nie każdą.

To jest mapka, którą zrobiłem na potrzeby kampanii w 7th sea. 10 minut w GIMpie bodaj. 800x600

A to jest mapa, którą Widłak przyniósł na sesję. Półtora metra szerokości.

Handouty

Pierwej świnie zaczną latać nim zobaczycie mnie robiącego z kawy, pergaminu i piekarnika postarzanego listu z dupy wieloryba. Dawniej robiłem handouty (w tym i pamiętny papier) - efekt na sesji zupełnie niewspółmierny do włożonego czasu. Ba – więcej powiem – list napisany na przygotowanym papierze, a list z drukarki – oba działały tak samo.
Jeżeli cierpisz na nadmiar czasu, poświęć go fabule. Ma lepszy stosunek czasu do efektu.
Albo możesz też iść na spacer, ugotować coś dobrego, pożreć się w Internetach (że o ciekawszych rzeczach nie wspomnę) – spędzisz ten czas milej, a wpływ na sesję będzie taki sam - żaden.

Zagadki

Tu zależy co rozumiemy jako zagadki. Czy w toku przygody jest jakaś tajemnica do odkrycia? Kto zabija? Kim są kultyści? Kto pociąga za sznurki? Uwielbiam, gdy jest tajemnica do odkrycia i jest to częsty motyw moich sesji. Owszem, tych szkicowanych w godzinę też.

Jeżeli jednak mówimy o takich zagadkach jakimi Gollum przerzucał się z Bilbem, czy takimi jak w starych Dungeon Crawlach z Amigi (jak w Beholderach, czy Dungeon Masterach), to u mnie ich zwyczajnie nie ma. Mam jakiś tam swój gust i są rzeczy, które mi zwyczajnie nie leżą w RPG.
Właśnie te.

Muzyka

A to sprawa jest drażliwa. Pewnie skreślę się w oczach poważnych graczy RPG. 
W zadziszczu mam dobieranie muzyki pod sceny. Nie lubię, gdy MG za dużo DJuje, a za mało nawija. A jak przerywa fajną akcję, bo właśnie zaczyna szukać jakiegoś kawałka, to mnie zupełnie wpienia. Zresztą… dla mnie zbyt dokładnie dobrana muzyka to przesłanka, by podejrzewać sesję-teatrzyk. A nie lubię.
Zwykle coś tam sobie gra w tle, mam swoich parę klasyków, albo mam przygotowany na YT jakiś Epic/Horror/Adventure/Western Music Mix vol. XVI i klikam je w zależności od tego, co dzieje się na sesji.
A to dla odmiany mapa, którą ja robiłem na potrzeby Beasts and Barbarians. Zdjęcie wyszło ch****owo. Chociaż i w lepszym świetle jakieś dzieło sztuk to nie jest :)

Wiele systemów/estetyk

Już tłumaczę – często skaczę po systemach. Dla mnie 10 sesji w jedną grę ciurkiem to już sporo. To mi strasznie ułatwia pisanie kampanii. Bo mogę bezkarnie wziąć z gry to, co jest dla niej najbardziej charakterystyczne, co jest motywem przewodnim i wpleść to do mojej sesji. Jakbym miał prowadzić jedną grę sto lat, to już byłoby mi trudno – bo wyeksploatowałbym jej najlepsze klisze. Dobrze jak setting jest na tyle fajny i wielowarstwowy, że można go ugryźć z wielu stron (pozdrawiam Deadlandy – dzień bez miłości do DL uznałbym za stracony).
Podam przykład – umawiam się z graczami na Stare Wary, a konkretnie Edge of the Empire – gra o Hanach Solo. Idąc na taką sesję mam napchaną głowę kliszami. To są rzeczy, które widziałeś w filmach/grach ze Star Wars i mimo, że je już znasz, to chcesz zobaczyć je na sesji. Powiem więcej – to właśnie po to chcesz grać w Stare Wary, żeby samemu zrobić to, co widziałeś tylko w filmach. Mają być walki w kosmosie, Tie Fightery atakujące od strony słońca, mają być szturmowcy, pościgi na ścigaczach, szemrane kartele, rechocący Jabbowie, zimni Mandalorianie, ma być Moc, mają być zapomniane światy i takie tam. To są główne klisze Star Wars. Chcesz strzelać się ze szturmowcami, bo to właśnie jest tu fajne! 
Ale jeśli miałbym prowadzić te Stare Wary długi czas, to w końcu doszłoby do sytuacji „Yoda jego mać! Znowu szturmowcy!”. Jeżeli miałbym jakoś strasznie mocno eksploatować jakiś świat, to miałbym tego kombinowania znacznie więcej.

Oczywiście – często zdarza mi się, że prowadzę jeden system dłużej. L5K, Deadlands, Warhammer – każdy z nich wyrwał mi ogromny kawał życiorysu. Tutaj patentem na nudę jest gryzienie settingu od innej strony. Weźmy przykład - Warhammer. Można zrobić kampanię o zwykłych awanturnikach, albo o wiedźmołapach, o reketerach z Nuln – każdy z tych tematów ma jakieś swoje własne klisze, prawda? Korzystam z tego.
Bez tego traciłbym dużo czasu na wykombinowanie czegoś, czego jeszcze nie było.

Test Rammsteina
Takie moje prywatne dziwactwo. Ale Ramciu pomaga mi sprawdzić scenariusz.

Słowo na koniec

A właśnie – pora napisać o efekcie tych moich przygotowań. Efektem jest sesja. Solidny copiątkowiec (który u nas jest w sobotę lub niedzielę i z pewnością nie co tydzień) – czyli taka przygoda, która może i nie wygra Kłentyna, ale da się fajnie pobawić. Sądzę, że jest to max. 6h grania i liczmy 6-7 głównych scen i trochę szumu między nimi. 
Tylko tyle – żadnej magii, żadnych szaleństw.
Oczywiście, wolę mieć więcej czasu – ale (co pisałem na Poltku) mając takie przygotowanie jestem w stanie poprowadzić taką sesję, że jest fajnie. Potrafię poświęcić całkiem dużo czasu na przygotowanie kampanii - czytam książki "w temacie", przekopuję net w poszukiwaniu odpowiednich grafik, obmyślam NPCów, miejscówki i tak dalej. Mam kilka fajnie przygotowanych kampanii, których nigdy nie ruszyłem. Ale czekają. Przy czym często jest to sztuka dla sztuki - fajnie się przy tym pobawić, ale same kampanie i bez tego miałyby się dobrze.

Co ciekawe jednak - nieczęsto siedzę nad tym w co akurat gram. Teraz na ten przykład młócimy w Star Wars, ale od paru tygodni niemal codziennie dłubię coś z Tolkiena, bo mam straszną ochotę na The One Ring. Moi gracze mówią, że moje kampanie to "Jak poznałem waszą matkę" - kampania którą własnie prowadzę, to nie jest TA kampania. Dlatego właśnie większość czasu spędzonego na przygotowywanie RPG spędzam nad rzeczami, w które i tak własnie nie gram.


10 komentarzy:

  1. Drachu, opisałeś generalnie, jak powstają twoje sesje pod założenie sesji w godzinę. ALE. Pomysłu nie wliczasz w czas przygotowań, zawsze jakiś masz. Grasz w kampanię, więc masz punkt zaczepienia. A czas na wymyślanie kampanii - te dłubanie tygodniami w wolnych chwilach nad podstawą, która będzie pozywka dla pomysłów na kolejne sesje zauważyłem, że też nie wliczasz do czasu przygotowania.

    W sumie dalej nie wiem, czy jak przyjechałbyś do mnie z jednym ze swoich graczy i poprosiłbym cię o sesję za godzinę (zwołam ekipę) dajmy na to w Rippersów albo Warha to zagramy? Specjalnie napisałem "z jednym ze swoich graczy", aby nie było wyciągania gotowca z kieszeni.

    Ogólnie to jestem ciągle ciekaw, jak wygląda u ciebie typowy scenariusz, taki na sesję.

    Aha - nie mam pojęcia, czym jest test Rammsteina, chyba za mało w kontekście siedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A czas na wymyślanie kampanii - te dłubanie tygodniami w wolnych chwilach nad podstawą, która będzie pozywka dla pomysłów na kolejne sesje zauważyłem, że też nie wliczasz do czasu przygotowania. "
      Tak - bo one często są sobie a muzom. Taka trochę masturbacja RPGowa. Rzeczy, które wymyślam, niekoniecznie muszą pojawić się na sesji. A jeśli już, to jako luźne ramy kampanii. Zaskakująco niewielkie jest powiązanie jednego z drugim. Najwięcej zresztą siedziałem nad kampaniami, których nie poprowadziłem.
      Poza tym - bez kitu, dzień w dzień myślę o RPG - pod prysznicem, na kiblu, oglądając tv, siedząc w autobusie, pracując - jak mam to liczyć, jak mam to uwzględnić?

      "W sumie dalej nie wiem, czy jak przyjechałbyś do mnie z jednym ze swoich graczy i poprosiłbym cię o sesję za godzinę (zwołam ekipę) dajmy na to w Rippersów albo Warha to zagramy?"
      W Rippersów nie wiem - może - jest fajna, ale nie poświęcam jej zbyt dużo myśli.
      W młotka tak. Jak najbardziej. Niezrealizowanych pomysłów mam od groma.
      Przy czym z góry uprzedzam - to będzie solidny, ale nie jakoś odkrywczy scenariusz. Sześć godzin uczciwej zabawy, ale emocjonalnego katharsis w cenę nie wliczam :P

      "Ogólnie to jestem ciągle ciekaw, jak wygląda u ciebie typowy scenariusz, taki na sesję."
      Poszukam i obfotografuję. Jak tylko znajdę taki bez brzydkich słów :)

      "Aha - nie mam pojęcia, czym jest test Rammsteina, chyba za mało w kontekście siedzę."
      To moje prywatne dziwactwo :) Nieszkodliwe, ale jako RPGowiec muszę mieć jakąkolwiek własną jazdę, bo inaczej wylecę z klubu :P
      Jeśli jadąc na sesję jestem w stanie zwizualizować sobie trailer tej sesji z którymś z głównych hiciorów Rammsteina nap.... w słuchawkach, to znaczy, że będzie dobrze :)

      Usuń
    2. Ja mam z pomysłami odwrotnie. Czuję się wystrzelany z nich (głównie dlatego, bo wsród graczy sa tacy, z którymi gram od 15 lat), a nowy setting nie daje mi nowych pomysłów, tylko nowe dekoracje.

      Usuń
    3. Wiesz co, myślę, ze chodzi też i oczekiwania. Czytając Twoją notkę zauważyłem, że masz wysokie oczekiwania i wymagania w stosunku do siebie. Że zwykły przeciętniak nie wchodzi w grę. Zresztą - gadaliśmy już o tym przy okazji kupnych scenariuszy - dla Ciebie kupne moduły są poniżej oczekiwań. A dla mnie to własnie poziom w który celuję pisząc samemu.

      Kurcze, e-znam Cię od lat, wiem że jesteś kreatywny jak diabli (bez fałszywej skromności z mojej strony, ja jako MG też daję radę :P), ale przez to dużo od siebie wymagasz. Patrz - to trochę jak z tym o czym pisałeś w notce. Dla mnie samo to, że można się pobawić nową estetyką (w tym wypadku Arabskimi Nocami), już byłoby niezłe - o ile byłoby to jakieś novum. Tym bardziej, ze sam napisałeś - dla nich gonitwa na rumakach szybszych niż wiatr, a ścigawka katamaranami to różne rzeczy. Może faktycznie zmiana estetyki to mało na zlot z kumplami, na który umawiacie się od tygodni i na którym poprowadzisz jednostrzał, ale na kampanię jak najbardziej.

      Ogólnie - z kampanią jest łatwiej. Bo tam z kilku solidnych, ale nie odkrywczych, scenariuszy można uzyskać mocny efekt. Wiesz - może i wątek prostego ronina zakochanego w szlachciance, którą chroni to nie jest nic nowego, ale jeżeli on przewija się jakiś czas, to gracz nie będzie obojętny. W jednostrzale owszem. W kampanii masz kilka sesji, żeby się z tą NPCką zżyć, powłazić w interakcje, więc to chwyci.

      I jeszcze jedna myśl mnie naszła - czasami idąc na sesją z taką sobie przygódką uzyskiwałem zarąbisty efekt, a czasami miałem mega pomysł i świetnie przygotowany tekst, a wypadało poniżej oczekiwań. Zwykle chodziło o to, na ile ja sam jestem zaangażowany w to, co nas czeka. O to właśnie chodzi w teście Ramcia - bo jeżeli idąc na sesję sam z siebie wyobrażam ją sobie z odpowiednią muzą w tle, to znaczy że już jestem zajarany, więc łatwo mi będzie temat sprzedać graczom.

      Usuń
    4. Dzięki! Miło mi czytać, takie opinie.

      Myślę, że kilka sesji z fajnymi patentami tak spodobała się moim graczom, że oczekują tego ciągle, wywierają presję jakości. Gdy prowadzę nowym graczom - presja ta znika,a zresztą mogę wykorzystać jeden z miliona wcześniejszych pomysłów. Ale starszy gracze pragną ciągle nowych dekoracji, nowych patentów, w końcu w ostatnich 10 sesjach Furiath coś wymyślił, wymyśli i 11 raz. Miałem kiedyś o tym notkę, że obniżenie poprzeczki wymagań powinno mi pomóc ogólnie w graniu:
      http://furiath.polter.pl/Wysoka-poprzeczka-b5768

      Ale dla mnie w RPG chodzi też o moją satysfakcję. Opowiadając w kółko to samo, tylko w innych dekoracjach, nie miałbym takiej radochy, że obcuję z czymś świeżym. Gracze swoimi deklaracjami nie wypełniają mi tej potrzeby - ramy zachowań graczy są ograniczone konwencją przygodową gier fabularnych i są bardzo przewidywalne.

      Zgodzę się bardzo mocno z tym, co napisałes i warto to podkreślić - patenty wcale nie podnoszą minimalnej jakości sesji. Miałem beznadziejne sesjez fajnymi patentami. Ale za to, uważam, że dają mocnego kopa maksymalnej jakości sesji - fajna sesja z patentem to kosmos, odstawia zwyczajnie dobrą sesją na kilometr. To stąd te przygotowania, bo zawsze wierzę i mam nadzieję, że znów dotkniemy wyżyn i będziemy wspominać latami. A wychodzi różnie. :)

      Usuń
  2. Ja się zdecydowanie zgodzę z tym, że z kampaniami jest łatwiej. Dzisiaj w PFie dałem drużynie niekonwencjonalny sposób na ożywienienie towarzysza. Coś dać musiałem, żeby gracz mógł grać, na nową postać chwilowo scenariusz nie pozwala (zresztą jesteśmy na przedostatniej prostej długiej kampanii), drużyna nie ma nic do ożywiania per se. Bard użył swej nowej shiny umiejki. Dogadałem sie z nim przed sesją "zagraj coś żałobnego, wpleciemy to przywołanie istoty z innego planu które wziąłeś poziom temu". Mogłem kazać odpisać im golda i ożywić Bohatera, ale nie było by tym nic fajnego. Istota przyzwana wysondowała bardowi umysł i zbombardowała go wizjami możliwych losów krainy. Gracz dostał sporą kupkę hintów budujących fabułę, skakał ze szczęścia że ma fajną umiejkę a sesja zaczęła się fabularnym przytupem, bo gracz-bard swoją piosenką nawiązał do wydarzeń które graliśmy z rok temu. Takie coś wielokrotnie trudniej uzyskać w jednostrzałach.

    A co do gotowców, to lubię je też jako gracz. Szczególnie że jak już gram, to u początkującego GMa :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega patent, a solidna rzemieślnicza sesja. Chyba cały kawał zasadza się na częstotliwości grania. Gdybym miał prowadzić co tydzień i za każdym razem sypnąć z rękawa nowym, oryginalnym patentem, który powali graczy, to spasowałbym po miesiącu. Poza tym patent może całą sesję przesiedzieć w głowie MG, bo gracze go oleją, a zajara ich rzut na kościach, który głównego bedgaja położył w ostatniej chwili, albo wręcz przeciwnie na samym początku rozgrywki.
    Grając z ludźmi, których znam, nie jestem w stanie wymyślić patentu w godzinę, czy cztery, zazwyczaj szukam tego czegoś tydzień, a potem przetwarzam na różne możliwe sposoby. Jara mnie to, lubię to robić, bo to takie kreatywne, choćby i na sesji nie wyszło. Czas na przygotowanie sesji jako takiej, to dla mnie zapewnienie rozrywki graczom. Wymyślam sobie lokacje, głównych BNów i do kompletu bieg wydarzeń bez graczy. To co zmienią to ich wkład w sesję, to co wykręcą swoimi pomysłami każąc mi reagować, to właśnie moja frajda. Ale nie zrobiłbym sesji, która w całości może przejść obok graczy, bo tak wyszło na kościach. Te kilka scen gdzieś tam na papierze mam, choćby to była drobnica.

    A tak technicznie, to po pierwsze nie potrafię pisać w normalnym zeszycie, za dużo zmieniam, żeby nie doceniać dobrodziejstw edycji pliku. Po drugie zawieszam się na nazwach własnych i imionach. Po trzecie zaś nie rozumiem po co komu mapy. Mapki taktyczne, opis pomieszczeń, czy lokacji - tak, jak najbardziej. Ale mapa świata, albo prowincji? Poważnie? Fajnie jak jest w podręczniku, żeby mieć ogólne rozeznanie, ale na sesji chyba z tego nigdy nie korzystałem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że przygotowanie scenariusza w godzinę jest jak najbardziej możliwe. Powiem więcej - może to zająć znaczenie krócej.

    Kluczem jest ulokowanie samego scenariusza.

    Jeżeli mamy wolny, niepowiązany jednostrzał - to imo, żeby całość miała ręce i nogi trzeba poświęcić przynajmniej parę dni. Chodzi o pomysł - to jest najbardziej czasochłonny element. Musi on zakiełkować, dorosnąć (obudować się w elementy), zostać opielony (poprzez odrzucenie nadmiaru elementów) i dopiero na sam koniec dać jakiś plon. Wszystko dalej sprowadza się konkretyzacji i rozpisania.

    Jeżeli scenariusz to - powiedzmy - trzecia sesja kampanii, to w moim przypadku 95% roboty jest już wykonane. Muszę tylko zareagować na działania BG z poprzednich sesji i ewentualnie sporządzić rozpiski mechaniczne (z pewną wprawą nawet 3.X ddkach nie jest to AŻ tak pracochłonne).

    U mnie rozkład czasu pracy wygląda tak: 90% przygotowywanie ram dla kampanii, 10% przygotowywanie scenariuszy na kolejne sesje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do handoutów i muzyki zgadzam się w 100% co do słowa na koniec zgadzam się z większością, w reszcie dostrzegam rozsądek. Ciekawie się to czytało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odnośnie do muzyki: wystarczy mieć kawałki przygotowane przed sesją. Jako gracz uwielbiam muzykę na sesji, ale pod warunkiem, że mg nie będzie jej szukał na żywo. I wcale nie musi się to równać teatrzykowi. Wystarczy podpisać sobie utwory na zasadzie "smutne zakończenie" (jakiekolwiek by ono nie było) albo np. "walka nocą".

    OdpowiedzUsuń