środa, 18 stycznia 2012

Śmierć na zdziczałej rzece Reik pt. 8

Cześć.


To kolejny z krótszych wpisów – na ostatniej sesji sporo się działo, ale to bitwa o zamek zewnętrzny, więc ciężko opisywać każde starcie, przedstawię jedynie ogólny przebieg starcia, nie umniejszając przy tym roli bohaterów – wszak Asael otarł się o śmierć (a że z okien zamku widać rzekę Reik, więc sami wiecie, o którą śmierć chodziło).

Poprzednia sesja skończyła się w momencie, w którym bohaterowie wraz z banitami i zbuntowanymi mieszkańcami Wittgendorfu w morderczym nastroju gotowali się do wtargnięcia na zamek. Generalnie tajemne przejścia to zdradliwe dziwki i jeśli kiedyś będziecie budować zamek zastanówcie się, czy potrzebny wam taki element wystroju fortecy. I tym razem – ukryty tunel stanie się przyczyną upadku fortecy, ale nie uprzedzajmy faktów.

Jako pierwsi na zewnątrz wyszli bohaterowie by przeprowadzić rozpoznanie bojem i przygotować grunt pod atak głównych sił. Szczęśliwie – burzliwa noc ukryła ich ruchy i wyciszyła odgłosy. Zresztą – dobrze mieć w drużynie iluzjonistę (ogólnie z wszelkich profesji magicznych WFRP to właśnie iluzjonistów lubiłem najbardziej). Pod osłoną czarów Siegfrieda nasi herosi dostali się do głównego budynku, gdzie uderzyli na grupę gwardzistów, grzejących się przy ogniu.
Generalnie czary dają duże możliwości. Tutaj Siegfried posługiwał się lekko zmodyfikowaną mocą „Kret”, z tym że w naszym wariancie moc pozwala przemieszczać się nie pod ziemią, a wewnątrz cieni. Chłopaki uzyskały pełne zaskoczenie i wyrżnęli 6 gwardzistów (w tym sierżanta Anderera – dziką kartę) w mgnieniu oka. Na dodatek Siegfried dorzucił strefę ciszy, więc akcja przeszła niezauważona. 

Potem bohaterom powinęła się noga – podczas kolejnej porcji eksterminacji śpiących strażników jeden przebudził się i narobił rabanu. Wkrótce z górnych pięter napłynęło więcej żołnierzy. Doszło do krótkiego impasu, jednak w końcu kusze poszły ruch i poharatani bohaterowie postanowili wycofać się na dziedziniec (gdzie banici i wieśniacy dominowali już niepodzielnie).
Ogólnie chłopaki mają dużą obronę i wytrzymałość i teraz kusza jest dla nich największym zagrożeniem ze spotykanych na co dzień. 

Reszta bitwy poszła gładko. Nielicznym obrońcom udało się wyrąbać drogę do strażnicy łączącej zamek zewnętrzny z wewnętrznym, jednak większość żołdaków poległa w trakcie. Wieśniacy zachowali się jak prawdziwy wściekły tłum, więc drewniane zabudowania poszły z dymem, a i cywilom nikt specjalnej łaski nie okazywał. Po niecałym kwadransie buntownicy stali się panami zamku zewnętrznego, chociaż nikt nie wiedział co znajduje się w głównej baszcie tegoż zamku. Budynek postanowili spenetrować nasi bohaterowie.

Okazało się, że baszta pełna jest szkieletów. Kolejne piętra skrywały coraz więcej kości. Gdy bohaterowie dotarli na szczyt wieży szkielety powstały. Naszym gierojom przyszło walczyć z umarlakami, z których jeden – kapitan Hegel okazał się prawdziwym monstrum.
Ja mam tak, że bohaterów zajeżdżają mi zwykłasy – gobliny, gwardziści, słabe mutanty. Ilekroć wystawię prawdziwą, wielką świnię, to bohaterowie zdejmują mi ją jednym ciosem. Tak samo było teraz – kapitan Hegel dostał raz Barrakulem w głowę i poskładał się dokumentnie. Ważne jest też to, że po pokonaniu kolejnego wynaturzenia Morr spojrzał na elfa raz jeszcze łaskawym okiem – i przebudziła się kolejna z mocy drzemiących w Kruku - ostrzu dzierżonym przez Asaela. Teraz gdy tylko nasz wkrótce-potępieniec wezwie imię Morra ostrze stanie się jeszcze bardziej niebezpieczne (czyli ostrze otrzymało moc Grom zgodnie z zasadami z Fantasy Companion). 
Jednak nie ma róży bez kolców – bliskość spaczenia przyspiesza tempo przemian zachodzących w ciele bohatera i Asaelowi wkrótce przyjdzie dzielić ciało z jakąś inną istotą rozwijająca się w jego wnętrzu (i nie jest to klasyczne poczęcie). 

Jak wygląda obecna sytuacja?
Tak sobie. Zamek Wittgenstein to tak na dobrą sprawę dwie fortece oddzielone przepaścią, połączone mostem zwodzonym i strażnicą. Tak, to zamek z okładki I edycji WFRP. Sami zatem rozumiecie – zdobycie zamku zewnętrznego to dobry początek, ale przebicie się do zamku wewnętrznego to duże wyzwanie.
Co gorsza – bohaterowie nie dysponują sprzętem oblężniczym, zaś obrońcy fortecy, choć nieliczni to dobrze ufortyfikowani, są w stanie bez większego trudu utrzymać swoje pozycje i naszpikować buntowników bełtami. Zresztą to widać nawet bez doświadczenia wojskowego – wieśniacy wiedzą, że zostaną pokonani.
Ale to jeszcze nie koniec problemów – wieśniacy widzieli umarlaków (choć to prawda, Siegfried wiele zrobił by efektownie ich roznieść na kawałki, co z pewnością dodaje otuchy), widzieli też twarze gwardzistów – otóż pod zbrojami ich ciała zupełnie zgniły, spotkali też zmutowaną służbę i równie spaczonych nędzarzy obozujących pod murami. Powoli do nich dociera na co się porwali.
Sporo prawda? To jeszcze nie wszystko. Najważniejszy problem zostawiłem na koniec – buntownicy osiągnęli swój cel – złamali potęgę rodu – nieliczni gwardziści nawet nie mogą opuścić twierdzy, by nie zostać wymordowanym. Początkowo banici chcieli wybić cały ród, by nie pozostawić świadków, ale teraz mają na tyle mocne dowody bratania się Wittgensteinów z ciemnymi mocami, że nie boją się poprosić władz o pomoc. Bohaterom ciężko będzie przekonać ludzi do kolejnego szturmu. Zresztą szkoda, żeby jacyś NPCe popsuli to, co ma bawić graczy.

2 komentarze:

  1. dawaj drachu wpis :P musimy byc na bierząco;] Wiecej takich sesji było wszystko co lubie w rpg:
    -napierdalanie
    -dylematy
    -skradanie
    i chwila starego dobrego odgrywania :P
    wiem ze sesja najbardziej pobobała sie mi ale to tez dlatego ze kosci sie ładnie turlały a mialem tez duzo sztonów zeby przerzucac wiec szło po mojej mysli :D gratz ode mnie

    -ELF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko co my zrobimy z tym khornem...? :P

      Usuń