poniedziałek, 12 maja 2014

Czemuż RPG umierasz? Moje trzy grosze.

Cześć.

Przedwczoraj Beamhit opublikował ciekawą notkę w której zastanowił się nad przyczynami regresu RPG. Czy jest regres? Niech mnie, jeśli nie. Niektórzy co prawda piszą (a więc i pewnie tak myślą), że mamy do czynienia z regresem rynku RPG, natomiast samo RPG jako zjawisko ma się świetnie. Kurcze, tylko jest to teza ciężka do udowodnienia - bo można zmierzyć ruch w e-fandomie, można porównać nakłady podręczników, ale nikt nie chodzi ludziom po domach i nie sprawdza, czy, w co i z kim grają. Oczywiście - niejeden może zapytać - jak to możliwe, że umiera, skoro sobie gramy i jest fajnie. No cóż, ja też sobie gram i jest fajnie. Ale nie sądzę, żeby mój konkretny przypadek jakoś rzutował na obraz zjawiska.

Metafora RPG. Adam i Jamie symbolizują ostatnich graczy Fundomu. Niby są, ale pokład coś niepewny.

Wczoraj sprawdziłem sobie TOP 20 Rebela w branży polskich RPGów. Na pierwszym miejscu – Armie Apokalipsy. Super.
Ale w TOP 20 znalazł się też drugi Warhammer, potem Neuroshima.
Jeżeli idzie o rzeczy w miarę nowe, to na 16 miejscu znalazła się Afterbomba, a na 17 IdeeFixe. Zawsze to TOP 20. Nieźle?
Na dzień wczorajszy bestseller.
Otóż właśnie bardzo źle. Np. na takim 18 miejscu jest sobie Droga Skorpiona do L5K.  
Podpowiem – Droga Skorpiona ukazała się 11 lat temu. Na dodatek w stosunkowo niedużym, jak sądzę,
nakładzie. Nie sądzę, żeby przekraczał 1000 egzemplarzy. I przez te 11 lat się nie sprzedał. Pamiętam, że ludzie związani z Wolf – Fangiem sprzedawali je po bodaj 5-10 złotych wszystkim chętnym. W Rebelu jego cena została obniżona z 40 do 15 zł (i to już bardzo dawno temu). I wciąż nie może się wyprzedać. Jak myślicie, ile musiało pójść Dróg Skorpiona w ostatnim czasie, żeby wspięła się do top 20? Ja obstawiam 2-3 egzemplarze. Nie żeby coś, to całkiem fajny dodatek, ale chodzi o to, że jeżeli przez 11 lat się nie wyprzedał, to znaczy, że nie idzie setkami. A mimo to jest best, proszę ja Was, sellerem.
Co to znaczy? No es bueno! W miarę nowe produkty sprzedają się ledwie-ledwie lepiej niż Droga Skorpiona z roku 2003.


Dlatego też będę się trzymał tezy, że z RPG jest słabo - taka jest moja percepcja sytuacji. Jeżeli u Ciebie jest dobrze z RPG, to się cieszę, jest nas już dwójka.

W notce odniosę się najpierw do argumentów Beamhita (z góry mówię, z częścią się zgadzam w stu procentach). Potem podzielę się swoimi spostrzeżeniami.
Gotowi?

Beamhit przytoczył następujące argumenty:


ZA DUŻO RPG PO POLSKU – Tu się nie do końca zgadzam. Okej, może i był moment przesytu, gdy na rynek wchodziło więcej, niż ten był w stanie wchłonąć - mówimy tu o latach przełomu wieków. Ale bez przesady - może i obecnie systemów trochę wychodzi, ale ich nakłady to już sprawa homeopatyczna. Nie zawsze znamy dokładne dane, ale jeżeli mamy podręcznik dostępny tylko na stronie wydawcy i w Rebelu, a po dwóch miesiącach nakład ulega wyczerpaniu, to najprawdopodobniej nie przekraczał 500 sztuk. I żeby jeszcze w tym Reblu był jakimś mega bestsellerem...  Może i tytułów trochę jest, ale jak przeliczyć to na sprzedane podręczniki, to sumarycznie wychodzi niewiele. Ciężko zatem mówić o zapchanym rynku.

I jeszcze jedno - RPG jest tanie. Bez kitu - jak na hobby to taniocha.

Do płakania, że drogo, a studenci biedni to fundom zawsze pierwszy. Ale bez jaj - wiemy ile kosztują ajfony, żarcie na mieście, ile pęka na imprezy, czy inne używki. I ludzie na to mają. Powiem więcej - spójrzcie na konwenty. Fandom zrobił się dziany przez te ostatnie kilkanaście lat.

Jasne, są ludzie którzy mają autentyczną lipę z sianem. Jednak ogół jako taki jest zamożniejszy niż dawniej.
Chociaż z drugiej strony, ja mam siedmioletnią Nokię. Ona już w tym 2007 była najtańszym telefonem w sklepie, a co dopiero na obecne czasy ;)

PRZYSZŁO Z ZACHODU - Beamhit uważa, ze jedną z przyczyn spadku formy naszego rynku jest dobra dostępność podręczników w języku zachodnim.
Powiem tak - od pewnego czasu pracuję w dziale rekrutacji. Do moich obowiązków należy analiza złożonych CV i czasami zbadanie poziomu znajomości języka angielskiego - czy to przez test, czy przez rozmowę. Otóż przeciętny aplikujący mówi po angielsku na jednym z dwóch poziomów
- komunikatywny (taki wpis w CV oznacza, że dana osoba nie mówi po angielsku wcale)
- biegły (tak piszą ci, co mówią chociaż trochę).
W praktyce jakieś 60% deklaruje biegłą znajomość angielskiego! Hej, dla mnie biegły to jest ktoś, kto może pogadać o archaizmach w Beowulfie, kto przetłumaczy terminologię prawniczą i techniczną też. Ja nie mogę. Ale ja nie jestem biegły.
Gdy jednak dochodzi do testów i rozmów okazuje się, że wielu z tych mówiących "biegle" w rzeczywistości mówi na poziomie "jako-tako", "od biedy ujdzie" oraz "słabo". Część mówi świetnie, wręcz kapitalnie (co ciekawe - ci często określają swój poziom znajomości języka jako dobry, lub bardzo dobry, nie porywają się na biegłego). Ale takich ludzi jest zaskakująco mało.

Nie przesadzajmy z tym angielskim. W jakimś stopniu podręczniki anglojęzyczne są problemem dla naszego rynku, ale to nieznaczny promil.

WUJEK TORRENT, CIOCIA CHOMIK - tutaj Beamhit ma rację.

JEDNA PODSTAWKA NA GRUPĘ - jasne, jak najbardziej. Przy czym i tak dobrze, jak ta podstawka jest.

RENESANS GIER PLANSZOWYCH – po raz kolejny pełna zgoda, spójrzcie ilu z dawnych tuzów fandomu przerzuciło się na planszówki. Hej, ja nie potępiam - sam lubię w planszówkę pograć.
Planszówka nie wymaga przygotowań przed sesją, ma dużo niższy próg wejścia, jest znacznie mniej wymagająca jeśli idzie o planowanie czasu, nie wymaga uczestnictwa cały czas tych samych ludzi i można się przy niej rewelacyjnie bawić. Na dodatek często siedzi w tej samej stylistyce co RPG – np. w fantaziaku. Siłą rzeczy ściąga ludzi lubiących „te klimaty”. A skoro wszyscy mamy ograniczoną ilość czasu na nasze hobby, to dla wielu jest to wybór „albo-albo”. Dla mnie tez bywa.
Przy okazji gier planszowych wychodzi też kolejna prawda o ubogim fantomie. Planszówki są droższe niż RPG – okej zależy jakie gry planszowe od jakich RPGów. Ale planszówka za 150 ziko to nic niezwykłego, a podręcznik za 150 zł to już z tych droższych (oczywiście, zawsze jest trzeci młothammer, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni).
A mimo to przy planszówkach nie ma płaczu, że ubodzy studenci.
Czemu? Mam kilka pomysłów - dwa konkretnie, ale to pogadanka na inną okoliczność.

ROZWÓJ GIER KOMPUTEROWYCH – i tu zgodzić się należy.

EMPIK NA NAS LEJE – och, powiem więcej. Nie tylko Empik.
Generalnie RPG w księgarniach nie ma. Inna sprawa, że i ilość księgarni się zmniejsza.
Z drugiej strony, przy nakładach rzędu 500 podręczników ciężko być widzialnym na rynku, prawda? Ja też moje podręczniki przez lata kupowałem w zwykłej księgarni (Ex-Libris w Gdyni był dobrze zaopatrzony). W Empiku rzadziej, bo był droższy. Tym bardziej rozumiem, że obecność w sklepach jest istotnym czynnikiem napędzającym nowych graczy.
Ale nawet pomyślmy o sklepach internetowych. Jakie znacie sklepy w sieci, w których mamy pełny przegląd funkcjonujących obecnie na rynku polskich RPGów? Wyszło Wam więcej niż 3? Więcej niż 2? Więcej niż 1?
Większość wydawnictw ma swoje sklepiki. Ale do nich trafiają ludzie, którzy wiedzą czego szukają.

PDF JEST ZŁEM – ale, co ciekawe, czasami naprawdę jest.
Już tłumaczę – często jest tak, że podręcznik w wersji papierowej jest w A4, fullcolorze z tekstem w kolumnach – fajnie. Ale jeżeli PDF wygląda dokładnie tak samo, to jest szalenie niewygodny w użyciu. Od biedy, na monitorze poczytać można, ale na tablecie już słabo, a na czytniku to już zupełnie masakra.
Mam nadzieję, ze więcej podręczników będzie wydawanych w formatach przyjaznych czytnikom. Jak, dajmy na to, Fate Core. Czy jak Spotkania Losowe. Zupełnie inny komfort niż bujanie się z jakimś pdfem. Polecam.
Ale jeśli idzie o meritum tego argumentu – racja.
Taka ciekawostka – widziałem jakiś czas temu (ok. wczoraj) recenzje Dnia Sądu. To taki, niezbyt duży, dodatek do Savage Worlds. I słyszałem, że ludzie narzekają, że jest za drogi – również w wersji elektronicznej powinien kosztować mniej.
Ale on jako pdf kosztuje 9, 90. Nawet jeśli nie jest jakiś przesadnie fajny (jeszcze nie wiem, ale się dowiem), to pdf i tak kosztuje mniej niż paczka fajek. Ile musiałby kosztować, żeby nie być „za drogi”?
Kurcze – pdfy bywają naprawdę tanie. Jakiś czas temu była wyprzedaż podręczników do Deadlands Classic. Zwykle za 10 zielców można było kupić podręcznik. Widzieliście CDP? Klanarchia za 15 zeta? Armie Apokalipsy za 2 dyszki? Nie mówcie, że to drogo.

DODATKI TO KOMERCJA – ciekawe zagadnienie. Jasne, jest taka grupa grających, nawet dość spora, która nie ma nic poza podstawką – z różnych przyczyn (np. zupełnie jest im fajnie na samej podstawce). Ogólnie przyczyna tutaj jest ważna, bo jeżeli ktoś naprawdę nie potrzebuje dodatków, to nie ma się go co czepiać. Ja dodatki lubię mieć, ale rozumiem ludzi, którym na samej podstawce jest fajnie.
No i faktycznie, dodatki sprzedają się słabiej. Ale to nie jest jakaś narodowa cecha. Zauważcie, że na zachodnim rynku RPG też odchodzi się od dodatków. Tak naprawdę tylko największym graczom (np. DnD, Pathfinder, Star Wars) się one opłacają. Coraz więcej wydawnictw woli wydać nową grę niż rozwijać linię starej.

ERPGOWCY TO NIE LUDZIE, TO BUŁKI – Tutaj pewnie się rozpiszę.
Bo tak naprawdę długo nie wiedziałem o co chodzi z tymi bułkami – tzn. domyślałem się o co chodzi, ale nie miałem pewności. Jednakowoż pisząc ten artykulik wspomniałem wiele wkurzających mnie zachowań z którymi się spotkałem. No i porównałem z odłamkami opowieści Lukrecjusza. I mam własną teorię tego, co znaczy bułka. Tylko ja ten typ człowiek nazywałem inaczej (różne wariacje na temat narządów płciowych mężczyzny). Ale przecież nie będę bluzgał na własnym blogu.

Okej, to może powiem kim dla mnie jest Bułka.

Bułą dla mnie jest typ, który umawia się, że poprowadzi Ci sesję za dwa tygodnie. Ale gdy przychodzisz na sesję okazuje się, że jej nie przygotował i zaimprowizuje coś w locie. Nie miał czasu - tłumaczy. Potem, w trakcie sesji przypadkiem wyjawia, że w ciągu ostatniego tygodnia nabił 30h grając w League of Legends.

Bułą jest dla mnie typ, który na wszystkim zna się najlepiej. I wszystko zrobiłby lepiej. I ma takie pomysły, że ho ho ho(łdys). I wszystko, co nie jest jego dziełem to straszne gunwo, 2/10, nie polecam. Jest zawodowym kontestatorem, zgryźliwym dziadem z loży w Muppet Show. Nasza buła jednakowoż nic nie zrobiła – oczywiście, jak już zrobi, to będzie to lepsze – Buła to wie, jednak jest to tylko wiedza teoretyczna. Albowiem, jak podkreślam, buła nie robi. Buła trwa. I wiecie, nie chodzi mi o jakieś wielkie rzeczy – nie chodzi o wydawanie podręczników, czy zakładanie wydawnictw. Chodzi o rzeczy mniejsze – napisanie krótkiej notki, czy przygotowanie się do sesji.

Bułą jest dla mnie typ, który jest mistrzem jednego systemu na którym poprowadził wszystko, który w swojej wąskiej klice uchodzi za guru, a u całej reszta ludzkości (w tym i innych RPGowców) wywołuje potrzebę popukania się w czoło. Taki Buła potrafi przeżyć naprawdę trudne chwile, gdy w wieku 35 lat słyszy od ojca straszne słowa „Synu, weź w końcu zacznij szukać pracy”. Dla niejednej Buły jest to cios.

Bule się należy. Najlepiej jeszcze z określeniem „jak psu zupa”. Ogólnie ostatnio wszystkim należy się wszystko, właśnie jak ta zupa psu. Nie wiem o co chodzi, nie jestem biegły w zagadnieniach kynologicznych, my naszego psa nie karmiliśmy zupą. Ale to było lata temu.

Każdy grosz wydany przez Bułę wydawca powinien traktować jak swoje kolejne imieniny. Ogólnie rzecz
ujmując Buła nie lubi rozstawać się z sianem. Po co miałaby to robić? Sama mogłaby zrobić lepiej (gdyby kiedykolwiek coś zrobiła), poza tym i tak jej się należy (jak psu zupa).

Oczywiście – Buła faka system i brejka rule i wyzyskiwaczom płacić nie będzie. Podręcznik musi być mega dobry, mega tani i niedostępny w sieci, żeby Buła rozważyła zakup.

Buła niespecjalnie lubi nowości. Hej, ja rozumiem sentyment do starych gier. RPG to nie moda, nie trzeba za nią na oślep gnać. Ale Buła nie lubi nowości tylko dlatego, że nie chce jej się ich poznawać. To nie sentyment do starego, to lenistwo. Taki Mamoń, który lubi tylko to, co już zna.

Buła często rzuca hasła „Weźmy się i zróbcie”.

Buła studiuje. Bez kitu – pójście do pracy uczy pokory. Człowiek dostaje od życia kilka klapsów w bułkę poznańską i mu przechodzi. Znane mi Buły najczęściej studiowały.

Buła gada i prokrastynuje. To chyba koniec zakresu jej czynności.

Come on, wszyscy znamy takich ludzi. Przy czym, co ciekawe – w e-fandomie jest ich mniejszy odsetek niż w tak zwanym realu. Głównie dlatego, że e-fandom tworzą ludzie, którym chce się coś robić – czytać, pisać, cokolwiek.

Dlatego też bułę łatwiej spotkać w klubie, czy na lokalnym forum, czy na konwencie, czy na spędzie erpegowców w knajpie. I wtedy, gdy przy piwie zaczyna zrzędzić i prawić swoje mądrości czujesz, co znaczy buła. Chociaż ja wolę określenie marudny, zarozumiały, leniwy, niesłowny siusiak. Apostoł boga faili, prorok przegrywu.

Nie wiem czy Lukrecjusz to właśnie miał na myśli, ale ilekroć pisze o bułczeniu, to właśnie ci ludzie pojawiają mi się przed oczami. Mam nadzieję, że trafiłem.

Myślę sobie, że to strasznie niewdzięczna robota zajmować się hobby, którego targetem są Buły. Nieważne co wydasz, nieważne czy będzie dobre, czy nie - Buły skrytykują, nie kupią, wytkną Ci literówki, a potem ściągną z netu.

Hej, nie ma nic złego w krytyce – konstruktywnej. Nie ma nic złego w tym, że nie wszystko się kupuje – po co Ci produkt, którego nie potrzebujesz. Ale widzę różnicę między krytyką, a czepianiem się.

Żeby nie było – zarówno w e-fandomie jak i w zwykłym, analogowym fandomie spotkałem wielu zarąbistych ludzi. Kurcze, nie zajmowałbym się tym hobby, gdyby nie było w nim fajnych ludzi.
Ale poznałem też i od groma Buł, z którymi niespecjalnie chcę mieć wiele wspólnego.

Okej, to tyle o tezach Beamhita. Teraz moje kilka groszy (no, powiedzmy przysłowiowe trzy).

Pierwszy problem rynku jest taki, że tak naprawdę nie potrzebujesz wielu RPG. Ja mam w domu półkę z grami które kupiłem, a w które nie zagrałem – z różnych przyczyn. Część z tych gier jest naprawdę fajna – ale konkurencja jest fajniejsza, bądź też lepiej trafiająca w zapatrywania mojej drużyny. A staram się próbować nowych rzeczy (chociaż do pewnej granicy, lubię mainstream RPG). Mimo to, nawet starając się zagrać w jak najwięcej systemów nie jestem w stanie przerobić wszystkiego, co mam. A jeżelibym starał się przerobić jak najmniej?
Jeżeli się uprzesz, możesz przez dziesięciolecia łupać w 2-3 gry.
Wyobrażasz sobie grać przez dziesięć lat w 3 planszówki? Albo w 3 gry na komputerze?

Druga sprawa – starzejemy się i wykruszamy. Ktoś, kiedyś rzucił hasło o zmianie modelu rozrywki. Coś pewnie jest na rzeczy. RPG jest mniej atrakcyjne niż konkurencja.
Ale spójrzcie na blogi – ja mam 32 lata. Jestem żonaty, dzieciaty – ogólnie dość poważny Pan Aleksander, z uporządkowanym życiem, który może i raz na jakiś czas mieli orki toporem, jednakowoż to jedno z nielicznych społecznie nieakceptowanych zachowań, na które sobie pozwala. W czasach MiMa byłbym dziadkiem konwentowym. Teraz, na tle innych blogerów jestem w wieku przeciętnym. Ludzie z którymi toczyłem boje w Internetach o RPGowe pryncypia w dużej mierze sobie poszli. Zwykle do planszówek.
Gdzie są nowi fandomici?
A gdzie mają być? Nakłady podstawek po 500 sztuk, które zwykle i tak wykupuje stara gwardia (to takie ładne określenie emerytów). Dystrybucja tylko poprzez kanały o których wiedzą ci, co i tak już RPG znają. Jeżeli pojawiamy się w mediach, to tylko przy tematach… no nie przysparzających nam punktów legend. Chociaż – ciemna strona Mocy, to dalej Moc.
Ale jeżeli nie ma podręczników, to nie będzie nowych graczy. Bez nowych graczy… nie będzie zapotrzebowania na nowe podręczniki, czaicie zależność. RPG wydaje się dla starych dziodów (i babów), których ubywa szybciej niż przybywa.

Panna Gygax w stroju z zagrożonego gatunku.
Wiecie, w pewnym sensie sytuacja w Polsce jest odbiciem sytuacji rynku na zachodzie.
Czyli co? Rynek ogólnofantastyczny ma się doskonale – planszówki, karty, figurki, stroje, akcesoria – to jest rosnący rynek. Tak samo u nas – spójrzcie na taki Pyrkon, co roku widać rozwój innych branży fantastyki.
Widzicie – nawet dla największych graczy na rynku RPG jest mało znaczącym źródłem dochodów. Rynek RPG ogólnie ma lipę – fajnie sprawdza się jako gałąź jakiejś większej marki – jak Warhammera, Legend of Five Rings, czy Star Wars, ale nawet wtedy jest elementem dodatkowym. No z pewnością nie głównym produktem.

No cóż, złote lata RPG są za nami, już nawet w jueseju podstawka do DnD nie jest dobrem dostępnym na
stacjach benzynowych. Przyodziana w strój lamparta córka Garego Gygaxa nogą długą nie zachęca już do zakupu Monster Manuala. Mówi się trudno i kocha się dalej ;)

I to tyle na temat ogólnopolskiej lipy RPGowej. Jestem otwarty na polemikę.

48 komentarzy:

  1. U mnie granie w RPG umarło, za to bitewniak ma się dobrze. Ale wynika to głównie z tego, że na skirmisza łatwiej się umówić, bo do gry potrzebuję jednego przeciwnika, a nie kilkuosobowej drużyny.

    A co do rynku RPG, swego czasu grało nas z tuzin ludzi. Jednak podręczniki i 'magazyny branżowe' kupowały dwie - przynajmniej na półce wciąż mam kolekcję podręczników do WFRP, MiMy i Portale.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bardzo jest z czym polemizować, raczej wypada się podpisać. Po prostu się starzejemy, a właściwie doroślejemy. Mamy więcej kasy, ale i więcej obowiązków i znacznie, ale to znacznie mniej czasu, a przedewszystkim sił.

    Od kiedy wcieliłem w życie ambitny plan ogarnięcia się fizycznego w ramach autoprezentu na trzydzieste urodziny, to po prostu nie ma opcji żebym dał radę coś na blogu napisać. Po prostu zasypiam nad laptopem. Ale sesje są prawie co tydzień i to przy użyciu różnych systemów. Chociaż już kilka razy prawie przespałem przystanek jadąc do lub z pracy odpadając na jakimś podręcznikiem. Sił brak, ale duch nie umiera. Bo cholera jak by nam zabrakło rpg, to co by z nas zostało? ;)

    Swoją drogą pozdrawiam kolegę z Trójmiasta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie w sumie RPG nie umiera. Średnia kupowania podręczników utrzymana (tzn. dalej kupuję tylko ja). Średnia sesji spadła, ale to przez małego pasożyta, który w końcu trochę urośnie i da pograć. Próbowałem te wszystkie skirmishe, planszówki, bitewniaki i karcianki, ale mimo tego szczątkowego prepu okazały się nie dla mnie - nie chce mi się malować figurek, na makiety nie mam miejsca, granie z zupełnie obcymi ludźmi w sklepie mnie nie bawi a do klubu nie chcę iść, bo i tak regularnie bym się nie pojawiał, karciarze są ode mnie dwa razy młodsi i mają osiem razy więcej czasu i sześćdziesiąt cztery razy więcej hajsu na swoje hobby... A planszówki wymagają tylu samo osób co RPG, tylko większego stołu i czasu na ogarnięcie zasad.

    Łatwiej już zebrać się wieczorem, zrobić bonusową kawę i poprowadzić Pathfindera czy też - w niedługim czasie - Nemezis d6 i trzecią edycję Mutant Chronicles.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie RPG trochę umiera. Z jednej strony, jest to rzeczywisty brak czasu, a z drugiej opisywane przez Ciebie bułczenie. Poza Machiną parową prowadzę drugiego bloga (o zgoła odmiennej tematyce), którego czytelnicy, przykro mi to pisać, są znacznie sympatyczniejszą grupą odbiorców. Szczególnie zniechęciłam się wy "wydaniu" tłumaczenia Les Petits Chasseurs d'Emotions, które ostatecznie skomentowały jedyne osoby jakoś tam związane z projektem. Mam wrażenie, że RPG umiera nie tylko na rynku, ale również w Internecie, wbrew ruchowi na Polteru. Ludziom nie chce się tworzyć autentycznie mięsnych, wartościowych rzeczy, bo po prostu spotykają się one z zerowym zainteresowaniem czytelnika (który jednocześnie narzeka, że nigdzie w necie nie ma wartościowych, mięsnych tekstów). Za to taka wanna z kostkami... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam LPCd przejrzałem, zapoznałem się (nie moje klimaty, ale może kiedyś), kojarzy mi się bardzo z japońskim Golden Sky Stories. Wiadomość sprzedałem dalej wśród fanów fantastyki w Częstochowie umieszczając stosownego linka na ich facebooku skupiskowym. Z jakim skutkiem, to nie wiem. Ale oni to w ogóle się nie udzielają nigdzie, a nawet jak są na Polterze, to lurkują tylko.

      Usuń
    2. paralaktyczny13 maja 2014 09:54

      Jak mówiłem Nimdilowi parę dni temu, w Małych Łowców Emocji chciałbym zagrać w najbliższym czasie. Nawet coś o możliwości konwentowej mi wspomniał. A nie skomentowałem, ponieważ zapomniałem. Chociaż samo to byłoby kłamstwem. Chciałem zapomnieć, gdyż chcę zapomnieć o samej blogosferze, jak wcześniej o Polterze. Między innymi przez takie teksty, jak ten Dracha. Tak że, hm, dziękuję za Małych Łowców Emocji.

      Usuń
    3. "Mali łowcy emocji" to jednak bardzo specyficzna gra - i o specyficznej tematyce. Myślę, że większość fanów rpg dużo bardziej zainteresowana jest twardymi facetami z wielkimi spluwami (tudzież mieczami) niż dziećmi z papierowymi lampionami.

      Ja wciąż nie miałem okazji wypróbować tej gry w praktyce (ostatnio w ogóle dość cienko u mnie z rpg). Jak tylko mi się to uda, to na pewno coś napiszę na blogu.

      Usuń
    4. Blanche, Ifryt ma bardzo dużo racji odnośnie popularności nietypowych gier. Mnie trudno przekonać całą grupę do niefantasy, Eclipse Phase okazało się już "zbyt wykręcone". Nawet genialna gra o niszowym temacie pozostanie u nas... niszowa.

      Usuń
    5. Oczywiście, macie rację. Może, kiedy wybiorę się poprowadzić to na paru konwentach coś się ruszy. Z drugiej strony liczyłam chociaż na kilka komentarzy typu "Łee, ale głupie, nie moja bajka". ;)
      W każdym razie, gdyby osoby, które rzuciły okiem na grę miały o niej coś do powiedzenia (o samej grze, czy też o tłumaczeniu) to będę wdzięczna za podzielenie się swoją opinią. Pierre jest jej bardzo ciekaw. :)

      Usuń
  5. Ja jestem z młodszego pokolenia i mam do czynienia z jeszcze młodszym - grają i kupują (znam kilka drużyn gimbo-licealistów próbujących nadrabiać wszystkie systemy, na Opolskich Dniach Grania w RPG jak jestem co 2-3 edycje i prowadzę, widzę sporo nowych twarzy). Ostatnio w Opolu mam wrażenie, że więcej ludzi gra niż kiedykolwiek, a może nic się nie zmieniło i tylko Facebook nas zbliżył pokazując, że poza mną więcej osób gra tak jak grało. Uważam, że te apokaliptyczne wizje są trochę na wyrost.

    -Headbanger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Head... to nie apokaliptyczna wizja. Tak ja widzę proces, który dzieje się na naszych oczach. Zero straszenia i smucenia, po prostu pisze co widzę :)

      Ale pomyśl o tych gimbo - licealistach. Fajnie, ze o nich wspomniałeś. Ja po prostu uważam, że gdyby istniał rynek (albo gdyby miał się lepiej), to i tych gimbo-licealistów byłoby więcej. Mieliby w co grać (bo większość starszych systemów z rynku się zmyła). Powiem więcej - jak pograłeś w nowe gry, to mechanika takich KC Cię odrzuci. Zatem z czasem gimbo-licealiści odkryją, że starocie nie są aż takie super.
      A nowości będzie mało.

      Od rynku nie uciekniesz. On dyktuje w co i czy w ogóle grasz. Jeżeli rynek słabuje, to pomyśl że w dłuższej perspektywie pozostaniesz bez podręczników. Nawet inicjatywy fanowskie z czasem zamrą - bo stare piardy się wykruszą (już to robią), a nowi bez wsparcia rynku nie będą się pojawiać dość licznie. Oczywiście - mowa o dłuższej perspektywie, bo jeszcze parę latek się pobujamy.

      Usuń
    2. Rynek moich gier raczej wstaje z popiołów po paru sromotnych porażkach w okolicy 2011 roku.

      -Headbanger

      Usuń
  6. Gram RPG w od tak dawna, że wstyd mi się przyznać. Obecnie prowadzę dwóm grupom po 4 osoby. Czyli można powiedzieć mam pod swoimi skrzydłami 8 osób. Sesje dwa razy w tygodniu z jedną grupą od 20 lat prawie regularnie z drugą od 4 lat regularnie. Żona pewnie podejrzewa mnie o romans, bo dwa razy w tygodniu słyszy przed godziną 20.00 „Wychodzę będę w sklepie kupić coś do domu „. Słowa te mają być jakimś usprawiedliwieniem, że wrócę dopiero po północy. Moje dzieci 12 lat dwóch chłopaków, tak bliźniaki, grają w czterdziestkę, malują figurki, przebierają się w stroje z epoki średniowiecznej i maja bardzo rozbuchaną wyobraźnię. Jak twierdzi teściowa to mój zły wpływ na nich. Mam w domu kilka planszówek Fantasy, w które gram z moimi dziećmi i czasami jak nie zdążę się przygotować do sesji z moimi graczami. Jednak RPG to moja pasja. Moje spostrzeżenia są takie, że czasami nowe produkcje taka na przykład 3ed Młotka. Powodują upadek RPG. Ta druga grupa, której prowadzę to ludzie, którzy zaczęli grać w RPG od 3 ed. Warhammer i widać, jakie mają braki. Wszystko podane na talerzu akcje opisane na kartach. Ja przez dziesięć minut opisuje scenę ,przeciwników, przedstawiam emocje wymalowane na ich twarzach. A gracz na to. „Dobra to ile mam czarnych kostek za niego?” Frustracja, zniechęcenie i ogólny oklapizm mnie dopada. Ale jestem wytrwały, trochę jak nauczyciel staram się robić przerywniki, uczyć opowiadać. Ostatnio wymyśliłem taki sposób grania, który ma ich nauczyć opowiadani i kreatywnego tworzenia historii. I powoli zaczyna przynosić wymierne korzyści. Ale to długa i żmudna praca. Byłbym za tym, aby do szkół wprowadzić przedmiot Storytelling na pewno wpłynęłoby to na rozwój umysłowy dzieci lepiej niż słuchanie bajek czytanych w programie „Cała polska czyta dzieciom”. Dla chętnych umieszczam link do mojego opracowania pod nazwą Scenariusz. RPG jest obecnie najtańszą rozrywka , ale wyga czegoś czego zaczyna brakować , czasu . I pewnie to jest główną przyczyną recesji na tym rynku .

    https://drive.google.com/file/d/0B2NSSS4pWsIBSGtURUJlRzlreWc/edit?usp=sharing

    P.S. Przepraszam za te usunięte komentarze ale coś mi przeglądarka fiksuje . Już powinno być dobrze .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ja przez dziesięć minut opisuje scenę ,przeciwników, przedstawiam emocje wymalowane na ich twarzach. A gracz na to. „Dobra to ile mam czarnych kostek za niego?”"

      Co w tym złego? Poza tym 10 min na opis to stanowczo za długo... wiele akcji mogło by się wtedy zdarzyć :P

      -Headbanger

      Usuń
    2. Hubert - ogarnij. Gracze robią to, do czego ich pcha mechanika. 10 minut opisu to o 9 za dużo. Jak gracze nie mogą nic robić przez ten czas, to nic dziwnego, że się nudzą.

      Usuń
    3. Podejrzewam, że autor przesadzał z tymi 10 minutami... lecz jeśli nie to nawet ja po 10 minutach słuchania o emocjach i twarzach brutalnie bym przerwał mówiąc: "To ja go tnę! Ile mam kostek?" - bo co za dużo to niezdrowo :)

      Usuń
    4. Ha! Gratuluję zarówno wytrwałości i zdolności organizacyjnych jak i (przedwe wszystkim) wyrozumiałej małżonki i grających chłopaków :)

      Zaś co do tych opisów - kurcze, dla mnie rzecz gustu :) Spójrz na to z drugiej strony - wiedzą za co są czarne kostki :)

      Usuń
  7. + Jestem dziwny, kupuje podręczniki polskie, zagraniczne, kupuje dodatki... Wole kilka systemów i dodatki do nich... niż 10 w które i tak nie zagram... No i czytam podręczniki...

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo mało ludzi czyta podręczniki... tak na marginesie.
    A tam RPG umiera. Wciąż można znaleźć ludzi (młodych), którzy chcą w to grać, więcej nawet - z pasją chcą grać.
    Owszem, rynek polski jest mały, łatwo go nasycić. Ale RPG jako ogólne zjawisko, jako hobby ma się wciąż dobrze. Problemem może być tylko poszerzanie tego rynku, docieranie do nowych odbiorców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeden problem. Sami sobie wyhodowaliśmy graczy ze złymi nawykami. Gotowe przygody ssą i są dla lam. Po co wam dodatki, sami sobie zrobicie, mechanika jest dla lam, akcesoria są zbędne, nic nam nie trzeba... Popularne systemy ssą... To są poglądy ładowane go głów rpgowcom. Może na zachodzie to też widać, ale tam jednak do najważniejszych systemów dodatki się sprzedają, akcesoria się sprzedają, wszystko się sprzedaje. U nas użycie figurek to zło które wypiera z klimatu wszystko! Na zachodzie na kickstarterze makiety do rpgów sprzedawały się w oszałamiającej ilości. Na zachodzie pada rynek, ale część się trzyma. U nas... sami sobie wyhodowaliśmy anty rynkowe zachowania. Teraz dużo mg sobie myśli... Podręcznik? Po co? Sam sobie zrobie....

      Kurde nie, nie zrobisz. Tak jak nie stworzysz genialnej przygody na poczekaniu podczas sesji bez przygotowania... Może jakiś promil mg potrafi, ale to promil czyli prawdopodobnie nie ty... Gotowce i dodatki to nie lamerstwo, to baza z której da się wycisnąć wiecej niz z własnych pomysłów.

      Nawet w sobote przeprowadziłem rozmowę podręczniki? Po co mi to? Mam Neuroshime to najlepszy RPG poprowadzę na niej wszystko, przecież i tak to zależy od mg a system jest nie ważny.

      Usuń
    2. Ciekawe co piszesz XLS - tzn. sama prawda. Włąśnie rzeźbiłem ostatnio notkę na ten temat - bo w dobrym tonie jest krytykować kupne scenariusze (że ja bym zrobił lepiej). A potem idziesz na sesję i okazuje się, że były to pogróżki bez pokrycia. Bo nie, nie jest lepsza niż te kupne ;)

      Usuń
  9. A może zamiast tak wciąż i wciąż narzekać, że tak źle z tym RPG, zacząć to zmieniać? Skoro ktoś nie związany z tematem może napisać tekst dla Wyborczej o tym, jakie to RPG jest złe, to może też ktoś może napisać, jakie to RPG jest dobre? Zamiast prowadzić hermetyczne blogi dla ciągle tych samych osób, zacząć pisać dla ludzi, którzy nie rozumieją o co chodzi z RPG.

    Mamy FB, G+, TT - jest tyle miejsca, żeby lansować dobrą stronę RPG, żeby rzucać linkami do sklepów. Można zgarniać zielonych do gry, tak jak robię to z kumplami w klubie fantastyki i poza nim.

    Według Twoich opisów Bułki, w zasadzie każdy nią jest, nawet ja czy Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczyma wyobraźni widzę tekst o RPG przeznaczony dla początkujących, pod którym komcionauci toczą zajadłą dyskusję, czy aby definicja jest poprawna, ile jest RPG w Warhammerze 3ed i dlaczego mało oraz paczemu storytelling lepszy od kostkowania. Ugh.

      Plus mamy już stronę dla początkujących. Całkiem dużą zresztą, chociaż chyba dawno nieaktualizowaną. Wisi o tutaj:
      http://www.gryfabularne.pl/

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Sakwan: Och wiesz, masz dostęp do tego samego Internetu co ja :P Prowadź bloga dla początkujących, zmieniaj świat, pisz do jakichkolwiek gazet, jakie ci się zamarzą. Nie krępuj się :)
      Ja pozostanę przy pisaniu na tematy, których poruszanie sprawia mi przyjemność Bloga robi się dla własnej satysfakcji lub dla siana. Siana nie przewiduję, więc pozostaje satysfakcja - piszę tego bloga bo lubię to, o czym piszę. Mesjanizm RPGowy pozostawię innym.

      Widzisz, ja mówię, ze deszcz pada. A Ty mówisz - to zamiast mówić, że pada to weźmy się i zróbcie, żeby nie padało :P Swoją drogą, bardzo ładne "weźmy się i zróbcie".

      I jeszcze jedno - od groma ludzi nie jest bułami. Ja nią też nie jestem. Co do Ciebie to nie wiem, mało się znamy. Tylko z netu Cię kojarzę, ewentualne bułczarstwo lepiej widać na żywo :)

      Usuń
  10. Zabrakło mi w tym tekście tylko jednej kwestii: Co trzeba zrobić, żeby było lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że trzeba przestać pierdzielić i zacząć grać. Robić dobre sesje i pokazywać hobby innym, wciągać ludzi, a przede wszystkim być z niego dumnym. Niestety akcje typu "duży format" i "bezpieczny konwent" przynoszą odwrotny skutek, chociaż twórcy tych inicjatyw tego nie widzą. Parafrazując kastora - wyturlajmy politykę z fantomu. :P

      -Headbanger

      Usuń
    2. Popieram, bo nawet, jeżeli nie uleczyłoby to sceny, to przynajmniej będziemy dobrze się bawić. Win-win.

      Usuń
    3. ależ to trochę załagodzi ten stan zapalny ziom. Pieprząc na prawo i lewo, że RPGO UMIERAJOM, wszystkim potencjalnym nowym hobbystom wysyłamy jasny komunikat - nie warto w to inwestować bo to upadająca gałąź rozrywki. Po co?

      -Headbanger

      Usuń
    4. A bo widzisz - jakbym wiedział, to bym wziął kredyt i zaczął wydawać RPG - zarówno własne, jak i na licencji :) Pomysłów mam trochę.

      Nasz rynek stworzyło wydawnictwo MAG. Jasne - i wcześniej coś się w branży działo, ale na naprawdę niewielką skalę. Pewni ludzie grali i wciągali innych (o czym pisze Head), ale tego rodzaju działania, to jak przenoszenie Sahary łyżeczką.

      Jak to się stało, że MAGowi udało się ten rynek stworzyć? Kurcze, nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Nawet nie tyle stworzył rynek, co stworzył tą gałąź rozrywki.
      Wszystkie inne rodzime inicjatywy i wszystkie inne rodzime wydawnictwa korzystały z bazy stworzonej przez MAG.

      Żeby naprawdę ożywić rynek musielibyśmy przestać bułczyć. Nie krytykować wszystkiego, wydawać czasem siano. Planszówkom się udaje. Tylko planszówki mają mniejszy odsetek spierdziałych buł :P No i ciężko ściągnąć je z netu.

      Usuń
    5. I mniejszy próg wejścia, i sto milionów innych zalet, plus XXX krotnie większą bazę fanów, wiem bułczę, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić boom na rpgi, zwłaszcza że cRPGi też jakby zniszowiały przez te ostatnie 20 lat na rzecz łatwych i przyjemnych gier FPP, czas umiroć.

      Usuń
    6. Patrzę na instrukcję do wielu planszówek i wcale nie jestem pewien co do tego "niskiego progu wejścia".

      -Headbanger

      Usuń
  11. Może zacząć mówić że : warto czytać rpg, warto kupować dodatki, że gracze też powinni czytać, że warto grać. Zamiast wciąż mówić w fandomi że czytanie podręczników i kupowanie dodatków to lamienie i komercja?

    OdpowiedzUsuń
  12. RPG jako biznes, to chyba faktycznie nie ma się zbyt dobrze (zwłaszcza w Polsce, ale gdzie indziej chyba też).

    Ale RPG jako hobby trzyma się wystarczająco dobrze. Ja nie potrzebuję kupować ciągle nowych podręczników (choć i tak to robię z pasji kolekcjonerstwa). Dwa główne systemy, w które grywam, to Fate i Dungeon World - oba dostępne za darmo na licencji Creative Commons, a i 13th Age, nowość z zeszłego roku jest legalnie udostępniona za darmo. Z tłumaczeniami na polski jest gorzej, ale np. FAE jak najbardziej jest dostępne po polsku i bez opłat. Scenariusze można znaleźć na konkursach - ostatnio zakończył się warhammerowy a zbliżają się Quentin i nowy konkurs Karczmarza - Kufel.

    Jedyną otwartą kwestią jest zachęcanie nowych ludzi do hobby. Ale tutaj najlepiej chyba będzie jak każdy się postara w swoim własnym zakresie - marketing szeptany i tak jest skuteczniejszy od reklam w niszowych pismach itp., a to na ogół jest szczyt możliwości wydawnictw rpg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13th Age za darmochę? Kieruj drogi kolego :D gdzie.

      Usuń
    2. Proszę bardzo, np. tu:http://www.13thagesrd.com/ lub oficjalnie tu: http://pelgranepress.com/site/?p=13316

      Usuń
  13. Buły lubią stare gry, bo w takie grali w dzieciństwie byli graczami przed tym zanim zjedli wszystkie rozumy. Teraz o wiele łatwiej bule sobie pomarzyć i przypomnieć jak to się grało w te stare gry i jak łątwo będzie je poprowadziać - panie tak łatwo, że nawet się przygotowywać do sesji nie trzeba. :D

    A co do samego rynku - RPG, szczególnie jak masz swoją grę, z którą chciałabyś lub chciałbyś odnieść sukces to po prostu potrzeba takiej klasycznej, Pozytywistycznej pracy u podstaw. Nie ma co się użerać z ludźmi na sieci i klepać o niej wpisy blogowe, do ludzi trzeba wychodzić na konwenty jeździć i do swojej gry przekonywać. Wiem, że to prawie truizm, ale tak włąśnie udało nam się Burning Wheel wypromować, przez jeżdzenie na przynajmniej 12 konwentów rocznie i granie oraz rozmawianie z ludźmi. Ludzie są o wiele bardeziej przychylni w realu. Na konwentach spotykasz ludzi, którzy chcą grać i japiej pogadać z nimi przez kilka minut niż tworzyć wieczorami wpisy na forach :D

    A RPG to nisza niszy i hobby dla zapaleńców. Jasne jest kilka wydawców na rynku, któzy się z tego utrzymują, ale 95% to fani. Pieniędzy tutaj nie zrobisz, ale podobnie jest z innymi waszymi zainteresowaniami - rzadko jest tak, że z hobby można czerpać profity. No i wspomnianych przez Ciebie Drachu buł jest wiele, ale buły to się rozsądny człowiek szybko ignorować uczy, bo nie ma po co tracić życia na bezowocne z nimi argumenty. Przecież w czasie spędzonych na przekrzykiwanie się z nimi, można było zagrać albo coś poprowadzić, lub też napisać :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja na sytuację RPG patrzę w ten sposób - w końcu rynek dostosował się do niszowych realiów. Mag, a potem ISA, po prostu ten rynek stymulowały i to w sensie podręcania jego na więcej niż hipotetycze "100% zapełnienia". Pamiętam sprzed ośmiu lat flejmy na forach o umieranie erpegie - wtedy było jednak gorzej niż dziś. Nie było linii wydawniczej Savage Worlds, Wolsunga, nie było Robotici i linii wydawniczej Afterbomby (podstawka + 2 dodatki) wyskakującej jak Filip z konopii, Darken nawet nie zdawał sobie sprawy z istnienia TSoYa, nie było kilku innych produkcji, a Menhir był znany jedynie z Poza Czasem .Co prawda obecnie Portal dokonał ragequitu, ale poza tym, rynek RPG wcale nie wygląda gorzej niż te 5, 6, czy 7 lat temu. Najzwyczajniej wydawcy nauczyli się na paru błędach i nie oferują relatywnie kosmicznych ofert, cen ani nakładów, poza dwoma przypadkami (Charakternik, "bogata oferta" Galmadrinu).

    Jedyne czego brak, to kolejnego zewnętrznego stymulantu (jak Mag, ISA) który by pompował rynek i wytwarzał złudne wrażenie, iż rynek erpegie jest duży.

    OdpowiedzUsuń
  15. "Pamiętam sprzed ośmiu lat flejmy na forach o umieranie erpegie - wtedy było jednak gorzej niż dziś."

    Eee... Była Neuroshima i D&D, jakoś po drodze rodził się WFRP 2ed. ISA sprzedała kilkanaście tysięcy sztuk Podręcznika Gracza - super sukcesem dla Menhira była ostatnio sprzedaż bodajże 250 sztuk AA.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawe jaki procent rodowitych Anglików jest w stanie sobie pogadać o archaizmach w "Beowulfie" mając przy tym w małym palcu terminologię prawniczą i techniczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie.
      Ja jako Polak mogę pogadać (chociaż trochę) o archaizmach w Bogarodzicy, ogarniam terminologię prawniczą i wiem co to łożysko kulkowe ;)

      Usuń
    2. A ja nie, ale wydaje mi się, że określanie mojej znajomości języka polskiego jako "jako-taką" czy "słaba" byłoby mimo wszystko deprecjacją.

      Usuń
    3. A może zatem rozważałeś dobrą lub bardzo dobrą? Wiesz, pomiędzy ledwie-ledwie (komunikatywnie), a rewelacyjnie (biegle) jest jeszcze całe spektrum możliwości :)

      Usuń
  17. Drogi Autorze
    Nie jest tak źle jak piszesz.

    Graja młodzi ludzie, mam 18 lat i gdzie sie nie rozejrze trafiam na rpgowców. Mieszkam w Świebodzinie, niewielkim mieście. Mamy kilkunastoosobową ekipe(w tym 4 dziewczyny- zaraz feminazistki beda mnie gryzły za brak parytetu), robimy sobie w tym roku trzeci obóz rpg, łupiemy co weekend i jest okay. I nie tylko my gramy. Na pyrkonie sale na prelekcjach rpgowych był wypchane po brzegi ludźmi. Młodymi mistrzami gry z notatnikami w ręku.

    I owszem, nie kupuje się już tylu podręczników. A wiesz czemu?
    Bo po 1-prawie kazdy rpgowiec ma w rodzinie/wśród znajomych kogoś, kto posiada podstawke do dnd bądź Warhammera. NO NIE MA BATA, żeby nikt a nikt niczego.

    Pożyczam podstawke, czytam, gram dwa miesiace, oddaje, zasady przecież znam, w nagłym wypadku wejde sobie na pdfa z chomikuj. Na pozyczonej podstawce do dendka grałem rok, poźniej kupilem neuroshime. kolejny rok. Można.
    Punkt drugi- Wszyscy gramy w gry komputerowe, czytamy ksiażki, oglądamy seriale.Czesto te same. Własnie gramy w kampanie opartą na "Bioshocku", kupilismy SavageWorld i wio. Można? Można.

    Oczywiscie, są kolekcjonerzy, sam mam też wiecej niz te 2 podreczniki. Bo lubie, ale przyznam sie szczerze- nie uzylem podrecznika do cyberpunka poza momentem tworzenia postaci grając pierwsza kampanie. Do drugiej już inaczej, ale chce zwrocic uwage- 2 miesiace, 10 kartek.
    Nie potrzebuje już czytać podrecznika i 5 dodatków. Grałem w gry o tym klimacie, ogladalem seriale i filmy w podobnej konwencji. Potrzebuje tylko mechaniki i karty postaci, reszte mam w głowie. Nie potrzebuje zamawiać podrecznika z rebela, za 80 złotych. Pożycze od kolegi. W zamian poprowadzę mu dobrą kampanie.

    Ludzie grają. Przecież q-workshop sprzedaje kości, internet huczy od almanachowych blogów (i dobrze!), na Pyrkonie było duzo rpgowych prelekcji, to nie byli ludzie którzy zgubili się po drodze na prelekcje o upadajacym rynku rpgie. To byli aktywni gracze i mistrzowie gry.

    A że nie widzisz na około siebie tego rpg? No cóż, jak by to powiedzieć, gdy miałem 5 lat też nie widziałem. Po prostu, opuszczasz już pomału grające pokolenie. Co nie znaczy w cale, że nie ma nowego. Jest. Tylko nie pisze blogów, nie ma kont na poltergeiscie, i wpisuję się jako Anomimowy.

    A Wiesz dlaczego?
    Bo Wy, starzy gracze, robicie to za nas. Po co mam pisać godzinami notki, skoro jestem w stanie rozwiazac dowolny rpgowy problem dzięki Google i Wam? Wpisuje, czytam, czytam, porównuje, mysle i mam. Pach pach, zamiast pisac przez dwie godziny bloga, napisze przez dwie godziny przygodę i zagram.
    Nie zostawie po sobie śladu w internecie, ale jestem. Jesteśmy, bo nie ja jeden tak robię.
    Korzystam z Waszego wieloletniego doświadczenia, z naprawdę potężnej i świetnej wiedzy, czytam "graj z" czytam blogi, śledze poltera. Nie musze już pisać i kupować, zrobiliście to za mnie i jesteście chętni się dzielić, za co dziękuje.

    Nie bierz proszę tego personalnie do siebie, to tylko mój punkt widzenia, wyraziłem go tutaj, bo na polterze jest taki syf i żenada, że aż mi wstyd.

    Rynek-srynek, hejt na ten system o wampirach, karta X, bułczenie(?!), kobiety w rpg, rpg umiera- Z calym szacunkiem- PIERDOŁY STARUCHÓW. i gwałty. NAPRAWDE? Kto normalny sie tym przejmuje? Kto normalny uznaje za normalnego kogoś kto uznaje za normalną Gazete Wyborcza? no kto, Królu złoty? Młodzi graja, szukajac dobrych rad pomiędzy starczym narzekaniem.

    Rpg nie umarło, rpg siedzi w kokonie i wyjdzie z tego wcale ładny motyl.


    Do Starego Gwardzisty pisał po prostu grający,

    ~Oskar

    Pisze z anonima, bo czas który mogłem poswiecic na bzdurne facebooki i inne konta z których mogłem się zalogowac, poswiecilem na gry fabularne.
    Fajny blog!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Ale się rozpisałeś :) Dzięki za ten komentarz :)

      Niepotrzebnie tylko zakładasz, że jakieś stare piardy już swoją wszechwiedzą zalały net i nie warto nic pisać od siebie. Nasze hobby rozwija się dzięki (między innymi) dyskusji. Nowi ludzie, to nowe poglądy. Szkoda, że się nie udzielasz.

      Usuń
  18. Z perspektywy osoby, która wraca do grania po ~10 latach przerwy:
    Rynek się zmienił, fandom nic a nic.

    Większe wydawnictwa zastąpił fanowski plankton, zwykle bez kasy i nie do końca radzący sobie ze słowem pisanym. Podręczników jest mniej, są gorzej wydane, gorzej napisane (kiedyś były kiepskie, teraz - tragedia). Nic dziwnego, że RPG znika ze sklepów.

    Z kolei fandom zastałem dokładnie w takim stanie, w jakim go zapamiętałem. Z grubsza te same twarze (ciekawostka: niektórzy nawet avatarów nie zmienili przez te lata), podobne hermetyczne grupki, znajomy styl pisania i wszechobecny (uwaga, kradnę) mojszyzm. Mnie fandom irytuje, nie chcę mieć z nim za wiele wspólnego. Co ma powiedzieć "świeżak"?

    Jak to zmienić? Proste: wydać dobrą grę, która się świetnie sprzeda. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja tego zupełnie nie widzę. Serio. Ok, jako jednostka mam teraz mniej czasu na sesje (cztery w miesiącu nie licząc jedynek dla żony - co to jest?), bo najmłodsze pokolenie ma swoje potrzeby. Trochę mniej prowadzę na konwentach i mam mniej czasu do marnowania w internecie (wolę czytać podręczniki niż przemyślenia ludzi na ich temat). Ale czy wokół mnie "RPG umiera"? W żadnym razie.

    Średnio co miesiąc gram z nowymi ludźmi - z jednymi dłużej z innymi krócej. Część to starzy wyjadacze, część jest ode mnie o połowę młodsza. W tych drugich jest zwykle więcej entuzjazmu. O RPG nie dowiedzieli się z prasy, a z seriali, YT (zaskakująco ważne źródło), od znajomych z netu czy dzięki grom komputerowym. Czy to źle? Nie sądzę. Za to wiem, że męczy ich blogowe "dziadków przynudzanie". Jak w takie miejsce trafią, to szukają przygód lub porad, a nie dyskusji fandomowych. W ogóle ten fandom nie jest dla nich żadną wartością. Dla pokolenia obecnych trzydziestolatków to było coś: etos nieposkromionej przez komunistów inteligencji. Dla ludzi urodzonych w końcu lat dziewięćdziesiątych czy już w XXI wieku (grałem i z takimi), ta mitologia po prostu nie istnieje.

    I wiecie co? Ja tych młodych rozumiem i jestem raczej z nimi. Kupią coś, jak im pokażę, że jest fajne (często najpierw sprawdzą w necie, a potem naciągną rodziców czy dziadków). W nosie będą mieli to, co podobno jest fajne, bo tak mówi autorytet fandomowy X. Dla nich to żaden autorytet, a jego matuzalemowego wieku to przecież nikt nie dożyje. Coś w tym zresztą jest, bo to odchodzenie starej gwardii do planszówek, karcianek i bitewniaków (próbowałem, nic z tego nie sprawia mi frajdy choć w 1/20 takiej, jak sesja RPG), jest synonimem wymierania starego pokolenia.
    Młode jest inne. Nie będzie deliberowało na blogach ani na archaicznych forach. Założy grupę na fejsiku, ustawi cyklicznego eventa i będzie grać. Jak czegoś trzeba, to ściągnie przez smartphone'a czy na tableta i tyle. Całe to wielkie pisarstwo, które tak nam się podobało, imponowało i które wielu spośród nas chciało uprawiać to dla nich bezsensowne lanie wody.

    No ale rozpisałem się, a muszę sesję w słabo mi znany system szykować.

    OdpowiedzUsuń