poniedziałek, 21 lipca 2014

KB 57: Przekraczanie nieprzekraczalnego?

Dzień dobry,

Fajny temat na karnawał. Wiecie – uważam, że wszyscy - zarówno jako gracze i jako MG, podlegamy pewnym ograniczeniom. Oczywiście – one przebiegają dla każdego indywidualnie - co dla mnie jest już daleko poza granicami, dla kogoś innego może być akceptowalne. W końcu nieraz czytałem takie scenariusze o poprowadzenie których nie pokusiłbym się - nie ze względu na wady tekstu, ale przez poruszoną tematykę. Ale innym grającym i prowadzącym one odpowiadały. Stąd mój wniosek, że te granice przebiegają indywidualnie dla każdego. Na potrzeby tej notatki przyjmijmy zatem, że każdy jakieś swoje własne ograniczenia RPGowe ma. Dla każdego występują, różnego zresztą rodzaju, limitacje..

I tu rodzi się właściwe pytanie – czy są one nieprzekraczalne? Kurcze – są dobre powody by ich nie przekraczać, ale są i całkiem niezłe powody, żeby czasami spróbować je przełamać. Wszystko zależy od tego o jakich granicach mówimy – próbowanie nowych gier, nowych realiów, nowych patentów na rozrywkę – jasne! Ale są  też pewne granice, których przekraczać chyba nie powinienem. I im właśnie postanowiłem poświęcić dzisiejszy wpis.

Może zacznę od pewnego ekshibicjonizmu – powiem Wam jakich tematów się wystrzegam i z jakich przyczyn. Teraz, gdy piszę te słowa, myślę o trzech głównych grupach tychże i jednej gościnnej.


Grupa I
Rzeczy, których nie chce robić na sesji.

Mam jakieś swoje oczekiwania wobec sesji. Główne jest takie, że będzie to – przede wszystkim – rozrywka. Coś, co sprawi przyjemność. Oczywiście – rezanie orków nie jest jedyną formą zabawy czerpaną z gry (ale całkiem miłą, trzeba to przyznać). Kogoś będzie bawił heartbraker fantsy, kogo innego horror, czy tragedia. Ktoś inny może chcieć zabarwić to melancholią, czy innym wewnętrznym rozdarciem. Są gracze, którzy chcą podejmować trudne wybory i czuć ich konsekwencje. Ja sam należę do miłośników każdego z wyżej wymienionych. W RPG może być miło lekko i przyjemnie, ale może być też ciężej – dla mnie obie możliwości są równie kuszące.
Ale są tematy, których ruszać na sesji po prostu, zwyczajnie nie chcę. Na przykład dla tej przyczyny, że nie umiem się do nich zapalić. Są rzeczy, które zupełnie mnie nie fascynują, więc siłą rzeczy ich unikam – za mało gram tych RPGów, żeby marnować sesje na coś nieszczególnie pasjonującego. Ba, są nawet bardzo chwalone, gry dotyczące realiów, które mnie zupełnie nie pociągają, wręcz nudzą, albo odrzucają pretensjonalnością.
Są też tematy, które uważam za zbyt poważne, żeby robić o nich sesję. Interesuję się historią II Wojny Światowej, na ten przykład, jednakowoż ma ona obszary, które moim zdaniem, zupełnie nie nadają się na RPG – obozy zagłady na ten przykład. Albo Powstanie Warszawskie. Albo Powstanie w Getcie. Albo poczynania żołnierzy Armii Czerwonej wobec cywilnej ludności. Albo masakra w Nankinie. No po prostu – odbierałbym taką sesję albo jak odzieranie tych wydarzeń z należnej im powagi, albo (gdyby były naprawdę poważnie poprowadzone) uznałbym taką sesję za zbyt ryjącą. Takie wydarzenia mogą się gdzieś tam u mnie w tle pojawić, ale z pewnością nie będą głównym tematem sesji. I pod żadnym pozorem, ale to nigdy przenigdy nie będę prowadził gry, w której gracze wcielają się w role katów lub ofiar.

Był kiedyś taki scenariusz opublikowany w Magii i Mieczu – pod tytułem, bodajże, „Oświęcimski Krzyż”. I co? Był zrobiony ze smakiem. Nie stawiał bohaterów ani w roli katów, ani ofiar. Był naprawdę dość wyważony i pod względem konstrukcji naprawdę w porządku (chociaż nie czytałem go pewnie od jakichś 15 lat, więc może jednak się mylę w jego ocenie – pamięć bywa zawodna wszak). Jednak z obu wymienionych wyżej powodów w życiu nie pokusiłbym się o jego poprowadzenie. Bo poruszał bardzo bolesny temat oraz zajmował się kwestiami, które w RPG mnie nie bawią (tu była to taka trochę polityczna publicystyka, bo pewnie pamiętacie historię z krzyżami w Oświęcimiu, która wtedy się odbywała).
RPG jest słabym medium zarówno do jednego, jak i drugiego – tak ja to widzę.
Oczywiście, to tyczy się nie tylko realiów II Wojny Światowej. Tematów zbyt poważnych, zbyt bolesnych dla RPG jest, w moim odczuciu znacznie więcej. Źle bym się czuł prowadząc je na sesji.

Grupa II
Rzeczy, które mogłyby osobiście dotknąć moich graczy.

Zasada jest prosta – chodzi o negatywne emocje. One w RPG też są potrzebne i jest na nie miejsce. Weźmy klasyków literatury – wyobrażacie sobie, że Romeo i Julia żyli długo i szczęśliwie, a rody Capulettich i Montekich zawarły z sobą kosmiczną sztamę? Albo, że wuj Hamleta abdykował i poprosił sąd o srogą karę, a Fortynbras nie wysłał do Danii swoich żołnierzy, tylko bukiet kwiatów i butelkę szampana? Albo, że Makbet wyśmiał trzy wiedźmy, nikomu nie opowiedział o ich spotkaniu, sam myślami już do niego nie wracał, a z Bankiem poszli na piwo? No nie! No po prostu nie.

Jeżeli wszystkie te negatywne emocje wiążą się tylko i wyłącznie z wydarzeniami na sesji, to wszystko jest w porządku. Opowiedzieliście smutną historię, bohaterowie z którymi się zżyłeś przeszli przez coś bolesnego – jasne, wszystko to jest dopuszczalne. Ba, nawet pożądane w pewnych okolicznościach. Jak długo pozostaje powiązane li tylko z wydarzeniami do których doszło na sesji.

Zombie movies mają swoje prawa. I to jest OK!
Weźmy taki przykład – apokalipsa zombie – naturalną cechą gatunku są rzeczy z tych nieprzyjemnych. Martwi członkowie rodziny (którzy, być może, planują pożreć naszych bohaterów!), okrucieństwo innych ocaleńców, dramatyczne wybory – no jazda po całości. Pamiętajmy, że u klasyków zombie movies takie sytuacje są non – stop. A to raczej niemiłe sprawy. I co? I fajnie – o to właśnie chodzi w gatunku. I jeżeli bohaterowie będą musieli przejść przez coś niemiłego, no cóż – zombie apokalipsa ma swoje prawa.

Ale może też zdarzyć się tak, że negatywne emocje graczy nie wiążą się z samą tylko sesją, a z ich własnymi, osobistymi doświadczeniami. Podam przykład – kiedyś w jakiejś dyskusji na forum Polteru, jeden z dyskutujących opisał sytuację w której (będąc MG) oparł fabułę sesji na śmierci ojca jednego z fikcyjnych wszak BG. To był szalenie istotny (w zasadzie najważniejszy) element scenariusza. Tylko, że wiecie – gracz prowadzący tego bohatera sam niedawno stracił swojego zupełnie prawdziwego ojca. MG wiedział o tym i zupełnie świadomie wybrał, że to będzie tata właśnie tej postaci, licząc na spotęgowanie efektu.

Ja, parafrazując słowa Zbigniewa Zapasiewicza w CK Dezerterach mogę powiedzieć – Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić takie postępowanie. Szczęśliwie, w przeciwieństwie do kapitana Wagnera, ja człowiekiem kulturalnym jedynie bywam, więc znam odpowiednie sformułowania. Jednakże, przez szacunek dla Ciebie, drogi czytelniku, nie będę się tu nimi posługiwał. Dość, żeby wiedzieć, że tą granicę uważam za nieprzekraczalną. Przyznaję – tamten MG przed sesją dogadał to z graczem, a obaj byli dorosłymi ludźmi – ktoś mógłby zatem powiedzieć, że w zasadzie nie ma się o co spinać. Moim zdaniem jednak ten MG zafundował swojemu graczowi rycie – wsadził cyrkiel w istniejącą, rzeczywistą ranę, by uzyskać lepszy efekt w świecie fikcji.
Okej, ale to tylko połowa problemu – bo jest jeszcze druga możliwość. Jako MG możesz zwyczajnie nie wiedzieć, że właśnie kopiesz swojego gracza. Nawet jeśli znasz go długo. Po pierwsze – nie wiesz przez co taka osoba przeszła. Po drugie – to co dla niej szczególnie bolesne na sesjach wcale nie musi wiązać się z czymś, czego osobiście doświadczyła. Lęki biorą się i skądinąd. I nigdy nie masz pewności, czy nie uderzysz w strunę, którą powinieneś omijać. I co wtedy?
Ha, ja robię tak, że poruszam głównie te ciężkie tematy, które gracze, mając zupełną dowolność kreacji historii swoich bohaterów, umieszczają w nich tak, czy inaczej. Tu nie ma tego elementu presji – chcesz to umieszczasz, nie – tyż piknie. Jeżeli temat jest niejednoznaczny, to go wyjaśniasz i tyle. Hola ziomeczku – napisałeś w historii, że Twój zły brat bliźniak to kawał drania – jak chciałbyś rozwijać tą historię, czego od tego wątku oczekujesz? Chcesz tego braciszka unikać, zbawić, czy też może zębów pozbawić?

Grupa III
Rzeczy, które są bolesne dla mnie.

W zasadzie to samo co powyżej – ja też jakiś swój bagaż z emocjonalny mam, więc bez sensu, żebym robił coś, co osobiście dla mnie jest bolesne. Hej, mi prowadzenie też ma sprawiać przyjemność.

Grupa IV (gościnna)
Sesje „dla beki”.

No nie lubię takiego grania po to, żeby się pośmiać. Lubię spotkać się ze znajomymi i wtedy ubaw jest, a jakże. Mogę pośmiać się i na sesji – w zasadzie jest tak za każdym razem – nie mam z tym żadnego problemu. Tylko, że wtedy śmiech jest li tylko dodatkiem.
Ale nie lubię sesji robionych tylko i wyłącznie dla śmiechu. Bo ani z tego żaden fajny erpeg, ani dobra śmiechawka. Bez kitu, fajnie jest porżeć ze znajomymi i nie trzeba do tego od razu mieszać RPG. Nie potrzebuję RPG, żeby dobrze się bawić rzucając durne teksty z przyjaciółmi.

Słowem podsumowania

Przeszło na kompie, przejdzie i w RPG!
Wiecie, co jest dla mnie niezłym testem na to, czy dany temat przejdzie w RPG? To gry komputerowe. dane zagadnienie przeszło w komputerówce i nikt się o to przesadnie nie spruł (nie licząc tych organizacji, co zawsze się prują, ale oni są jakby wliczeni w koszta), to znaczy że i w RPG nie powinny nikogo podrapać. To samo zresztą dotyczy Hollywoodzkich superprodukcji, czy modnych obecnie seriali. Jeżeli jakieś zjawisko zostało zmiękczone w pewien sposób przez popkulturę, to w RPG będzie akceptowalne. Weźmy na ten przykład działania wojenne na froncie – było na ten temat tyle filmów, gier, seriali, komiksów i wszystkiego, że sesja w Stalingradzie nie będzie już szokować - przynajmniej w pewnym ujęciu. Jak długo nie wychylasz się poza ramy zakreślone we Wrogu u Bram, czy Call of Duty to jest ok.
Czasami mi przed samym sobą głupio, że ci dzielni ludzie nie chcieli tam być, w tym uczestniczyć, przeżyli straszne rzeczy, a ja o tym sesję robię dla zabawy. Ale jeśli miałoby uniemożliwiać mi to grę w RPG… no musiałbym poprzestać chyba na systemach o kucykach, a tego draństwa strasznie nie cierpię. Bez kitu, nawet pokemony mnie tak nie wpieniały.
Ale to taka, niewiele znacząca, uwaga na marginesie. Pozostaje pytanie, które postawiłem – czy mogłoby mi przyjść coś dobrego z przekraczania tych granic, o których przed chwilą pisałem. Zdecydowanie nie – bo nie ma opcji, żebym dobrze spędził czas na sesji w sytuacji gdy robię coś niekomfortowego dla mnie albo dla kogoś z pozostałych graczy. Nie umiem sobie po prostu wyobrazić, że robię taką sesję i jest fajnie. Po prostu nie. Słyszałem kiedyś teorie, że taka sesja (zwłaszcza w opisywanych przeze mnie grupach II i III) może mieć działanie terapeutyczne, że pomaga zamknąć jakiś rozdział i poukładać sobie pewne sprawy. Że dzięki niej można oswoić pewne zagadnienia. Osobiście nazwę to bzdurą. RPG nie jest formą terapii, a MG nie jest terapeutą.
Okej – pozostaje jeszcze kwestia gry dla śmiechu – może kiedyś to komuś fajnie wyjdzie, wtedy tak. Ale jak do tej pory wszystkie były słabe fabularnie i mniej śmieszne niż normalna śmiechawka nieskrępowana ramami sesji. Dlatego też i tu chyba uznam, że nie warto.

3 komentarze:

  1. Dodane, dzięki za wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny wpis - uważam, że warto przekraczać nieprzekraczalna. Chociaż nie jest to nic prostego.

    OdpowiedzUsuń