niedziela, 22 września 2013

Retro - granie

Cześć.

Z uwagą śledzę cykl Beamhita o perełkach z commodorusa - bo i ja zaczynałem od c64, bawiłem się nim przez jakieś 5-6 lat i w sumie do dziś lubię sobie w coś popykać. Ogólnie strasznie żałuję mojego c64, oddanego komuś, kiedyś. Miałem stację dysków, wiadro dyskietek, dwie półki kaset. Odkupiłem potem c64 i kaset też zebrałem niemało. Ale w Zaka McKrakena, to już nie pogram.

Ale dla mnie złote lata grania to lata 90-te. Czasy Amigi i mojego pierwszego blaszaka. Planuję sobie kiedyś na poddaszu zrobić strefę lat 90-tych - gralnię z c64, Pegasusem, Amigą 600 i moim pierwszym 166MMX.
Na razie walczę z problemami logistycznymi (nie mam poddasza, mieszkam w bloku, na parterze) i wspominam stare gry. Tak tak, ze złotej ery. Z jej schyłku w tym wypadku.

Tutaj dwa screeny. I zagadka. Co to za gra (podpowiem, że reklamowana w Magii i Mieczu)? I co wynika z dwóch zaprezentowanych screenów? 





Nagrodą jest kosmiczna satysfakcja :)

piątek, 20 września 2013

Warheim - Klan Pestilens

Cześć.

Dziś chciałem poświęcić kilka znaków Warheim – jedynej grze bitewnej, w którą obecnie grywam (tak, kiedyś pomaluję te dwie armie do DBA, ale na chwilę obecną bawię się tylko Warheim). Pisałem już wcześniej o wadach i zaletach Łowców Czarownic oraz Zbrojnych z Middenheim. Dziś zajmiemy się bandą z „Ciemnej strony mocy” – skaveńskim klanem Pestilens.
Jak zwykle przy takich okazjach polecam bloga QC oraz stronkę Azylium.
Kiedyś zbiorę do kupy te moje poradniki i wrzucę jako pdfa (słowo harcerza), ale manie dziecka chwilowo skutecznie mi to przeszkadza. Ten tekst napisałem miesiąc temu, tylko nie mogłem usiąść do kompa, żeby go sformatować, wrzucić zdjęcia itd. Okej, do rzeczy.

Klan Pestilens
Pod czujnym okiem Rogatego Szczura wszystko musi się udać 
Ludziom zaznajomionym z uniwersum Warhammera nie trzeba pisać, czego należy się spodziewać po oddziałach tego klanu. Mówisz Pestilens, a oni już oczami duszy widzą szeregi brudnych, obdartych szczuroludzi, toczonych przeróżnymi chorobami, pełnych furii i pozbawionych instynktu samozachowawczego. Widzą diakonów zarazy, zaropiałe szczury wielkości psów, widzą powierników kadzidła spowitych trującym dymem i hordy rozszalałych klanbraci.


QC nie zawiódł – dostaniemy wszystko, czego się spodziewaliśmy.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

KB 46 - Mało reguł, lecz wiele światów.

Cześć.

Pafnucy zaproponował fajny temat – lubię znać poglądy moich znajomków z netu, lubię gadać o gustach.
C’mon – każda dyskusja RPGowa o gust się w końcu, tak czy inaczej, otrze. Zresztą – może dzięki tematowi ktoś poleci mi coś fajnego – kto wie?
Kiedyś liczyłem ile opanowałem mechanik w ciągu mojego życia. Przez opanowałem rozumiem: poznałem na tyle, że mogłem je prowadzić, bez specjalnego grzebania w podręcznikach podczas sesji. I wyszło mi ich ponad 30 (chociaż wiele bardzo podobnych – jak np. trzy edycje L5K). Z czasem jednak zaczęło mi się wszystko mieszać – najgorzej jest, gdy maglujesz kolejną edycję tej samej mechaniki, która używa tych samych terminów i ma wiele rozwiązań bardzo podobnych do swych poprzedniczek, ale jest trochę różniących niuansików. No i wszystko zaczyna się mylić. Masakra.
Teraz, bez przypomnienia, byłbym w stanie poprowadzić może cztery-pięć gier tak
„z marszu”.

Ale zacząłem myśleć o czymś innym – ile mechanik naprawdę potrzebuję? I jakich?

niedziela, 14 lipca 2013

KB 45 - Klapa improwizacji?

Cześć.

Mamy taki ładny Karnawał Blogowy – temat jest w pytę. O improwizację Internety skruszyły już tyle kopii, że chcąc niechcąc wyrobiłem sobie dość jasny pogląd na zagadnienie improwizacji. I ja tam byłem, shitstorma przeżyłem. Generalnie rzecz ujmując w pełni improwizowane sesje w których miałem okazję uczestniczyć były masakrycznie niedobre. No okropne wprost. Całkowita improwizacja ssie po całości. Nie nazywajmy lenistwa "Dążeniem do artystycznej swobody, którą daje tylko pełna improwizacja".
Taki Indias, co prawda, może sobie zakładać pełną, całkowitą improwizację, ale wtedy ciężar kreacji fabuły jest inaczej rozłożony (sprawiedliwiej że tak powiem), no i w takim Indiasie mamy jeszcze wsparcie mechaniczne procesu kreacji „na bieżąco”.
Ale ze zwykłym RPGiem mam problem. Patrzcie – nawet zwolennicy improwizacji z tej edycji Karnawału nie piszą o improwizacji pełnej, a o częściowej – czyli o improwizacji we wcześniej ustalonych ramach, po minimalnym chociaż przygotowaniu lub w pewnych sytuacjach – jak Blanche, Eliash czy Salantor. Z drugiej strony – nawet zwolennicy przygotowania przyznają, że czasami coś w locie sklecić po prostu trzeba. Bo wiecie, my wszyscy gramy bardzo podobnie. U większości z nas sesja to miks przygotowania i improwizacji. Różnią nas co najwyżej proporcje, albo tylko kwestie postrzegania.
Postrzegania? Tak! Salantor pisze, że dzięki improwizce można zrobić scenariusz w mniej niż godzinę. Ja też uważam, że w trzy kwadranse można zrobić zarys scenariusza na jakieś 5 godzin gry. Tylko ja tego nie nazwę scenariuszem improwizowanym, a jako – tako przygotowanym (wolę się lepiej przygotować, ale z czymś takim od biedy sobie poradzę).
I w efekcie – mimo, że dzielimy podobny pogląd, to różni nas samo postrzeganie działań. Salantor uzna, że to już improwizacja (bo poza tą ramą faktycznie wszystko musi wymyślac na bieżąco), ja powiem, że jeszcze nie (no bo jednak rama jest). To zrozumiałe – nie ma jasno wytyczonej granicy.
Dlatego też (wybaczcie ten długi wstęp) – ciężko mi opowiedzieć się po którejś ze stron w tej dyskusji, bo improwizujemy wszyscy – różni nas tylko to po której stronie „konfliktu” się umieszczamy. Ja na ten przykład (chociaż zawsze mam jakiś scenariusz w zanadrzu) uwielbiam, gdy gracze zmuszają mnie do zmiany założeń sesji, gdy historia wykonuje nieprzewidziany zwrot i tak dalej.

Ale proponuję Wam coś innego – spróbuję pomyśleć o problemach i zagrożeniach jakie niesie za sobą improwizacja – pomyślę nad tym, co może pójść źle. Nie po to by nie improwizować, a by określić na co uważać. W końcu znajomość ryzyka to jeden z kluczowych elementów unikania problemów. Gotowi? To jedziemy.

niedziela, 23 czerwca 2013

7th Fate - ukończone i gotowe!

Cześć!

Jak obiecałem, tak zrobiłem. Oddaję do Waszej dyspozycji małą konwersję 7th sea na Fate. Serdecznie dziękuję Petrze Bootmann, Nadivowi i Arturowi Fiedorowiczowi za wsparcie mnie pomysłami.
Zmiany są raczej kosmetyczne, jakoś jądra mechaniki nie wywalałem do góry nogami. Zresztą - nie było takiej potrzeby.

A teraz, by niepotrzebnie nie przedłużać - proszę, oto 7th Fate. Miłej zabawy.

czwartek, 13 czerwca 2013

7th Fate

Cześć.

Siedzę nad konwersją 7th sea na Fate. Długo starałem się przerobić Theę na Savage Worlds, ale całkowicie wyłożyłem się na magii. W zasadzie wiedziałem tylko jak rozwiązać Pieriemienie.




Ogólnie konwertowanie 7th sea na cokolwiek, to niewdzięczne zadanie.  John Wick zadbał, by każda z pięciu (albo i dziewięciu jeśli liczyć druidyzm, El Fuego Andentro, Zerstorung i Nacht) szkół magicznych używała własnych, porąbanych, niepodobnych do czegokolwiek innego zasad. Standaryzacja reguł? Zapomnij.
To może jednak grać na normalnej mechanice? W sensie tej podstawkowej?
Nie. Nie da się. Walki ciągną się niemiłosiernie, zresztą i tak zawsze się trafia przeciwnika, a wszystkie manewry szermiercze są nieopłacalne – tylko zwykły atak się liczy. Parować też nie warto. Dwóch koleżków kłuje się po klatach, aż jeden nie nałapie dość dramatycznych ran, by opuścić ten łez padół.
Przejdźmy jednak do meritum – przedstawiam zagadnienia którymi chciałem się zająć oraz rozwiązania, które przyszły mi do głowy. Będę jednak wdzięczny za wszystkie sugestie i komentarze, bo po raz pierwszy konwertuję coś na Fate Core.
Dobra, no to jedziemy.

sobota, 11 maja 2013

Kampania w Necessary Evil - Sesje 1-3


Cześć!

Kampania w Necessary Evil toczy się niespiesznie, ale skutecznie. Za nami już trzy sesje po reaktywacji, raczej krótkie (a nazwanie ostatniej pełnokrwistą sesją to gruba przesada). Jednakowoż kampania się toczy i wierzę, że teraz uda nam się utrzymać regularne tempo spotkań, które z czasem ulegną wydłużeniu. A teraz, w pewnym skrócie, pozwolę sobie przedstawić wydarzenia minione, by nie zostały zapomniane.
Jak zwykle - kursywą są takie moje małe uwagi na marginesie. Trochę o motywacjach moich jako MG, trochę luźnych spostrzeżeń.
Okej? To jedziemy.