sobota, 28 września 2013

Trzeci sześciopak.

Cześć.

30 dni z młothammerem trwa. Poniżej trzeci sześciopak odpowiedzi na jakże istotne pytania trapiące współczesne społeczeństwo.

13. Ulubiony typ labiryntu lub lokacji.

W zasadzie każdy loch stanowiący spójną całość. Żadnych randomowych pokoi.
I żeby miał swoją historię, którą odkrywa się zwiedzając. Jak np. w Kontrakcie Oldenhallera - gdzie odkrywasz historię zdrady Hundyermanów i Schatzenhaimerów, oraz walki Valantinów z kultystami. Albo jak zamek Witthenstein, gdzie poznajesz historię szaleństwa, zepsucia i obłędu odciskających coraz mocniej swe piętno na tym szlachetnym wszak rodzie.
I żeby można było gadać z NPCami, a nie tylko ich bić.
Jeśli te warunki zostaną spełnione, to już jest nieźle.

14. Ulubiona pułapka, zagadka.

Nie mam.

15. Ulubiony Bohater Niezależny.

Morgan Bernhardt. Główny bohater gier na PC Shadow of the Horned Rat i Dark Omen. Koleżka, który parokrotnie pojawiał się na moich sesjach. Twardy, sarkastyczny, pozbawiony złudzeń najemnik. W głębi duszy jednak idealista i błędny rycerz. Facet sypiący świetnymi tekstami. Warhammerowe skrzyżowanie Eastwooda z Trylogii Dolarowej z Bogartem w Casablance.
Kapitalna postać.


Ilustracja nie pochodzi z gry, znalazłem ją w odmętach netu ale pasuje. 


16. Ulubiona istota humanoidalna.

Ikoną Warhammera są dla mnie Skaveni. Byli, są i będą. I mutanci. Tak, to moje dwa ulubione humanoidalne stwory. I Zwierzoludzie! To trzy ulubione stwory – Skaveni, mutanci i zwierzoludzie. I jeszcze niemalże fanatczynie oddane jedzeniu ogry. To cztery…
Nie! Wśród moich ulubionych humanoidalnych stworów… wśród tych stworów, są takie gatunki jak Skaveni, Mutanci…
Zaraz, może zacznę jeszcze raz…

17. Ulubione zwierzę lub potwór.

Minotaur to jeszcze humanoid, czy już potwór?
W zasadzie Minotaury polubiłem dopiero w II edycji, kiedy okazało się że mają więcej głębi. Że poza tym wiecznym głodem krwi i furią jest w nich jakaś świadomość i inteligencja. Jakieś takie dostojeństwo i godność. Oczywiście w chwilach spokoju, bo potem wewnętrzna bestia urywa się z łańcucha, kończą się słowa, a zaczynają działania.

18. Ulubiony ożywieniec.

Był li w kinematografii lepszy krwiopijca?
Kurcze – trudne pytanie. Bo wiecie – trochę się zmieniało między edycjami. Gdzie pierwszoedycyjnym
wampirom do tych z drugiej edycji?  Co znaczy ulubiony? Ja na ten przykład lubię zombie, ale za wiele z nimi na sesji nie zrobię – festiwal turlania bez sensu (bo i tak nie trafią). W filmach i grach są klawe, ale na sesji młota już nie.
Jako MG najbardziej lubię wampiry, ale bez tej całej drugoedycyjnej otoczki z podziałem na von Carsteinów, Krwawe Smoki, Nekrarchów, Lamie i Strzygonie.
Ja lubię wampira pierwszoedycyjnego – czyli silnego, tajemniczego i niesamowicie inteligentnego przeciwnika. Idealnego masterminda diabolicznego spisku, ale nie uwikłanego w jakiś tam globalny konflikt. Taki wampir może walczyć magią, mieczem i sztyletem. Potrafi być lisem, lwem i nieśmiertelnym lisem z armią ożywionych lwów na jego usługach (że tak pojadę Machiavellim).
Krwiopijca może też być postacią tragiczną, może być na swój sposób honorowy. Ogólnie może być bardzo skomplikowany.

Jak zepsuć fajność wampira? Moim zdaniem należy uwiązać go w jakiś gruby metaplot dziejący się ponad głowami bohaterów. Jak w takim jednym RPG o wampirach, czy jak w drugiej edycji młothammera (do pewnego stopnia, bo dalej istnieją wampiry „niezrzeszone”).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz